Jak napisać książkę o swoim rodzie?
Moderatorzy: elgra, Galinski_Wojciech, maria.j.nie
-
Heropolitanska_Izabela

- Posty: 424
- Rejestracja: sob 25 sie 2007, 16:25
Re: Książka o rodzinie - jak może wyglądać?
Pomysłu z numerowaniem nie znałam i bardzo mi się podoba. Ton Pana uwagi jest niemiły.
Moja rodzina nie jest duża. Przodkowie przyjechali z daleka i wszyscy o tym nazwisku są spokrewnieni. Nakład 100 egzemplarzy to bardzo dużo. Może dla kogoś innego np. dla Pana wydanie książki w takim nakładzie mija się z celem ale nie dla mnie. To jest książka dla rodziny, o JEJ historii i nie ma aspiracji pracy naukowej. Gdybym wzięła pod uwagę Pana rady o bezcelowości wydawania książek w takim nakładzie, to nigdy bym nie rozpoczęła jej pisania. A byłoby to wielką szkodą przede wszystkim dla mnie, bo gdy zaczynałam swoją przygodę to wiedziałam, że dziadek miał na imię Stanisław a pradziadek prawdopodobnie Walenty. Również Koleżanki i Koledzy z Forum nie wydaliby książki o historii swojej rodzinki - bo nieopłacalne. Byłaby to wielka szkoda, bo najczęściej jest to jedyne miejsca, z której wiedzę taką można zaczerpnąć, gdy rodziny nie są tak znane, że inni piszą o nich opracowania historyczne i naukowe.
W mojej rodzinie akurat młodzi czytają głównie książki papierowe.
Nie rozumiem co Pan ma na myśli pisząc, że "o dobrej korekcie warto pomyśleć samemu"?. Przecież nie będę robiła sama korekty swojej książki. Być może ma Pan do czynienia z wydawnictwem, które nie robi korekty albo korektorzy, jak Pan pisze, są niedouczeni. Ja na szczęście mam do czynienia z bardzo dużym wydawnictwem i z profesjonalnymi korektorami. Ale bardzo współczuję panu złych doświadczeń. To musi być trauma.
Moja książka będzie "poważna" ale nie ma jakichkolwiek aspiracji do pracy historycznej czy regionalnej. Nie mam ani takiego wykształcenia, ani wiedzy żeby pisać na takie tematy. Wyszłoby z tego rzeczywiście coś żenującego. Zawiera po prostu opis życia prakrewnych. I myślę, że takie książki mają na myśli Koleżanki i Koledzy z Forum. Zatem nie widzę jakiejkolwiek potrzeby oddawania jej do recenzji historykowi. Z całym szacunkiem, ale nawet najbardziej wybitny historyk nie ma wiedzy o życiu moich prakrewnych. Zatem jak będzie w stanie profesjonalnie i uczciwie zrecenzować książkę, która jest tylko albo AŻ o ich życiu?
Nie wiem co Pan ma na myśli pisząc, że "autorzy wrzucili do nich wszystko, co znaleźli"?. Ponieważ moi prakrewni nie byli osobami bardzo znanymi, więc jakakolwiek wzmianka o nich w książce czy w gazecie była dla mnie wielką radością i oczywiście taką historię uwzględniałam w książce. Zupełnie jest inaczej jak się "cierpi" na nadmiar materiałów.
To tyle po przemyśleniu.
Moja rodzina nie jest duża. Przodkowie przyjechali z daleka i wszyscy o tym nazwisku są spokrewnieni. Nakład 100 egzemplarzy to bardzo dużo. Może dla kogoś innego np. dla Pana wydanie książki w takim nakładzie mija się z celem ale nie dla mnie. To jest książka dla rodziny, o JEJ historii i nie ma aspiracji pracy naukowej. Gdybym wzięła pod uwagę Pana rady o bezcelowości wydawania książek w takim nakładzie, to nigdy bym nie rozpoczęła jej pisania. A byłoby to wielką szkodą przede wszystkim dla mnie, bo gdy zaczynałam swoją przygodę to wiedziałam, że dziadek miał na imię Stanisław a pradziadek prawdopodobnie Walenty. Również Koleżanki i Koledzy z Forum nie wydaliby książki o historii swojej rodzinki - bo nieopłacalne. Byłaby to wielka szkoda, bo najczęściej jest to jedyne miejsca, z której wiedzę taką można zaczerpnąć, gdy rodziny nie są tak znane, że inni piszą o nich opracowania historyczne i naukowe.
W mojej rodzinie akurat młodzi czytają głównie książki papierowe.
Nie rozumiem co Pan ma na myśli pisząc, że "o dobrej korekcie warto pomyśleć samemu"?. Przecież nie będę robiła sama korekty swojej książki. Być może ma Pan do czynienia z wydawnictwem, które nie robi korekty albo korektorzy, jak Pan pisze, są niedouczeni. Ja na szczęście mam do czynienia z bardzo dużym wydawnictwem i z profesjonalnymi korektorami. Ale bardzo współczuję panu złych doświadczeń. To musi być trauma.
Moja książka będzie "poważna" ale nie ma jakichkolwiek aspiracji do pracy historycznej czy regionalnej. Nie mam ani takiego wykształcenia, ani wiedzy żeby pisać na takie tematy. Wyszłoby z tego rzeczywiście coś żenującego. Zawiera po prostu opis życia prakrewnych. I myślę, że takie książki mają na myśli Koleżanki i Koledzy z Forum. Zatem nie widzę jakiejkolwiek potrzeby oddawania jej do recenzji historykowi. Z całym szacunkiem, ale nawet najbardziej wybitny historyk nie ma wiedzy o życiu moich prakrewnych. Zatem jak będzie w stanie profesjonalnie i uczciwie zrecenzować książkę, która jest tylko albo AŻ o ich życiu?
Nie wiem co Pan ma na myśli pisząc, że "autorzy wrzucili do nich wszystko, co znaleźli"?. Ponieważ moi prakrewni nie byli osobami bardzo znanymi, więc jakakolwiek wzmianka o nich w książce czy w gazecie była dla mnie wielką radością i oczywiście taką historię uwzględniałam w książce. Zupełnie jest inaczej jak się "cierpi" na nadmiar materiałów.
To tyle po przemyśleniu.
Re: Książka o rodzinie - jak może wyglądać?
Pozwolę się wtrącić
Wojciech
Proszę się tą uwagą rozmówcy nie przejmować, bo nie ma racji. Ze dwa wieki wydawane są w Polsce, z różnych przyczyn, książki w nakładach mniejszych od 100 egzemplarzy i to całkiem często (stąd nawet i to "od zawsze" owa specjalna norma egzemplarzy obowiązkowych). I były tak książki wydawane w czasach, gdy podstawowym kosztem był "skład tekstu", którego dziś nie mamy, a który sprawiał że cena jednostkowa przy niskim nakładzie stawała się bardzo duża.Heropolitanska_Izabela pisze: Nakład 100 egzemplarzy to bardzo dużo [...] o bezcelowości wydawania książek w takim nakładzie
Książka, o ile się chce ją zachować na pokolenia winna być papierowa. Bo papier jest wciąż najlepszą formą zapewnienia trwałości przechowania treści. Formy elektroniczne, o ile się o nich nie pamięta i nie przegrywa lub w inny sposób nie pilnuje, są krótkotrwałe. W początkach płyt CD zapewniano 100 letnią trwałość zapisu. Wiele osób przekonało się już po kilku latach że taka obietnica była bardzo na wyrost. Wielu płyt z czasem nie daje się odczytać. Nie mając innych kopii stracili wszystkie zapisane treści. Tak samo bywa z różnymi kontami czy "chmurami" gdy np. stracą ważność znikają bez śladu i bez możliwości odzyskania zawartości.Heropolitanska_Izabela pisze:W mojej rodzinie akurat młodzi czytają głównie książki papierowe.
Tu pozwolę się z Panią nie zgodzić. Wydawnictwo z którym ma Pani do czynienia jest specjalistyczne, nie zna i "nie czuje" tematyki którą będzie zawierać Pani książka, więc nie zauważy w niej ewentualnych uchybień (innych niż korektorskie). Stąd sugestia pokazania jej specjaliście (co nie znaczy że ma to być "najbardziej wybitny historyk", bo taki zwykle niekoniecznie ma pojęcie w temacie) ma sens. Nie musi on mieć jakiejkolwiek wiedzy o życiu Pani prakrewnych, by czytając zwrócić uwagę na różne ewentualne braki, jak i zasugerować dodanie jakichś wyjaśnień. Osoba z zewnątrz, ale mająca warsztat, może w ten sposób pomóc wzbogacić książkę. Jak już pisałem, Autor (zwłaszcza "na świeżo" w trakcie pisania) jest zbyt oswojony z tekstem, by zauważyć niektóre niedociągnięcia.Heropolitanska_Izabela pisze:mam do czynienia z bardzo dużym wydawnictwem i z profesjonalnymi korektorami.
nie widzę jakiejkolwiek potrzeby oddawania jej do recenzji historykowi. Z całym szacunkiem, ale nawet najbardziej wybitny historyk nie ma wiedzy o życiu moich prakrewnych. Zatem jak będzie w stanie profesjonalnie i uczciwie zrecenzować książkę, która jest tylko albo AŻ o ich życiu?
Wojciech
- Krystyna.waw

- Posty: 5525
- Rejestracja: czw 28 kwie 2016, 17:09
Moje trzy grosze.
Uwagi Wojciecha są super, nic dodać nic ująć. Ale ja przewrotnie o tym, że "amatorszczyzna" może mieć dobre strony.
Kilka lat temu nie miałam pojęcia o swoich przodkach. Prawie przez przypadek trafiła do mnie mała książka o dalszej gałęzi rodziny. Było w niej mnóstwo błędów, pomylone daty, imiona itp. ale wsiąkłam po uszy.
Zaczęłam szukać prawdziwych danych, skontaktowałam z autorem (dalekim kuzynem).
Z nim i jego rodziną dziś bardzo się lubimy i odwiedzamy
Tak więc nawet niedoskonała publikacja może mieć pozytywny wpływ na rodzinę.
W naszym przypadku jest pałeczką sztafety, bo między innymi dzięki niej rodzinna historia się powiększyła i pogłębiła.
O publikacji myślę od dawna, ale ciągle widzę jakieś niedoskonałości, braki.
Na szczęście tamten kuzyn nie stawiał sobie wysokich wymagań i opublikował "co wiedział"
Uwagi Wojciecha są super, nic dodać nic ująć. Ale ja przewrotnie o tym, że "amatorszczyzna" może mieć dobre strony.
Kilka lat temu nie miałam pojęcia o swoich przodkach. Prawie przez przypadek trafiła do mnie mała książka o dalszej gałęzi rodziny. Było w niej mnóstwo błędów, pomylone daty, imiona itp. ale wsiąkłam po uszy.
Zaczęłam szukać prawdziwych danych, skontaktowałam z autorem (dalekim kuzynem).
Z nim i jego rodziną dziś bardzo się lubimy i odwiedzamy
Tak więc nawet niedoskonała publikacja może mieć pozytywny wpływ na rodzinę.
W naszym przypadku jest pałeczką sztafety, bo między innymi dzięki niej rodzinna historia się powiększyła i pogłębiła.
O publikacji myślę od dawna, ale ciągle widzę jakieś niedoskonałości, braki.
Na szczęście tamten kuzyn nie stawiał sobie wysokich wymagań i opublikował "co wiedział"
Krystyna
*** Szarlip, Zakępscy, Kowszewicz, Broczkowscy - tych nazwisk szukam.
*** Szarlip, Zakępscy, Kowszewicz, Broczkowscy - tych nazwisk szukam.
-
Heropolitanska_Izabela

- Posty: 424
- Rejestracja: sob 25 sie 2007, 16:25
Re: Książka o rodzinie - jak może wyglądać?
Bez obawy panie Wojciechu. Książkę wydaję ja. O wydawnictwie, z którym współpracuję wtrąciłam, czując się w obowiązku bronić przynajmniej jednego wydawcę, przed taką zdecydowaną krytyką.
Pana uwagi o redaktorze oczywiście wzięłam sobie do serca.
Pana uwagi o redaktorze oczywiście wzięłam sobie do serca.
Niestety życie poucza, że - mimo inspiracji jaką sprawiała w Pani przypadku - na taką "amatorszczyznę" nie można patrzeć tak optymistycznie jak Pani. Bo niestety błędy z takich publikacji, w tym pisanych przez "najbardziej wybitnych historyków" (których publikacje niekiedy nie różnią się poziomem merytorycznym od książki Pani kuzyna) wchodzą na trwałe do obiegu i - jak pokazuje praktyka - żadne sprostowania tego nie zmieniają. Bo w obiegu "zadomawia się" to co pierwsze i to jest najczęściej wykorzystywane. Niekiedy nawet bywa że informacje z takich książek, wydanych przez "amatora", trafiają do encyklopedii i stają się "obowiązujące" w nauce...Krystyna.waw pisze: ja przewrotnie o tym, że "amatorszczyzna" może mieć dobre strony.
Kilka lat temu nie miałam pojęcia o swoich przodkach. Prawie przez przypadek trafiła do mnie mała książka o dalszej gałęzi rodziny. Było w niej mnóstwo błędów, pomylone daty, imiona itp. ale wsiąkłam po uszy.
Zaczęłam szukać prawdziwych danych, skontaktowałam z autorem (dalekim kuzynem).
Z nim i jego rodziną dziś bardzo się lubimy i odwiedzamy![]()
Tak więc nawet niedoskonała publikacja może mieć pozytywny wpływ na rodzinę.
W naszym przypadku jest pałeczką sztafety, bo między innymi dzięki niej rodzinna historia się powiększyła i pogłębiła.
O publikacji myślę od dawna, ale ciągle widzę jakieś niedoskonałości, braki.
Na szczęście tamten kuzyn nie stawiał sobie wysokich wymagań i opublikował "co wiedział"
Z tych też względów dobrze byłoby aby książka Pani była nie tylko dla rodziny. By np. ktoś badający głośne strajki 1905 r. w Królestwie Polskim mógł się dowiedzieć czegoś o owym delegacie "Herpolitańskim", zapewne, mimo braku jednej litery "o", należącym do Pani rodziny..,Heropolitanska_Izabela pisze:moi prakrewni nie byli osobami bardzo znanymi, więc jakakolwiek wzmianka o nich w książce czy w gazecie była dla mnie wielką radością i oczywiście taką historię uwzględniałam w książce.

Nigdy nie ma nadmiaru...Heropolitanska_Izabela pisze:Zupełnie jest inaczej jak się "cierpi" na nadmiar materiałów.
Może wtedy stworzyć dzieło wielotomowe, jak to zrobił autor biografii Karola Estreichera (1906-1984), którą zaplanował na kilka ogromnych tomów, z czego tom I do 1939 r. ma 800 stron, a drugi (1939-1945) liczy już stron 900...
Wojciech
No cóż, zdaje mi się, że lubi Pani, aby wyłącznie kadzić. Bez urazy, ale żadne poważne wydawnictwo nie będzie wydawać książeczki w nakładzie 100 egzemplarzy. Proszę nie mylić wydawnictw z drukiem na życzenie przez wydawnictwa, które pobierają opłatę za wydanie. Chociaż i na tym polu są wydawnictwa dobrze działające, niektóre nawet zupełnego badziewia nie przyjmują. Wydawanie książki z myślą wyłącznie o rodzinie jest bezcelowe. W takim wypadku można wydać na prawach rękopisu, bez numeru nadawanego przez BN w Warszawie. Książka z ISBN trafia do obiegu i jest umieszczona w bibliografiach, a egzemplarze obowiązkowe dostępne w wybranych bibliotekach. Wydawanie bzdeta chluby nie przynosi.
To się chwali, że czytają w rodzinie wersje papierowe. Tyle że to bzdura. Pani żyje iluzją.
Książki elektroniczne, CD, dyskietki, co jakiś czas się przekopiowuje na nowe nośniki. No chyba że ktoś się uprze, żeby tylko leżały na półce.
Książki papierowe też nie są trwałe, ileż to poszło z dymem. Ale zawsze można wrócić do glinianych tabliczek. Proszę popytać, co się dzieje z XIX-wiecznymi drukami na papierze zakwaszonym.
Mimo wszystko życzę powodzenia w wydaniu książki. Nie omieszkam przeczytać w BN lub Jagiellonce.
Andrzej
To się chwali, że czytają w rodzinie wersje papierowe. Tyle że to bzdura. Pani żyje iluzją.
Książki elektroniczne, CD, dyskietki, co jakiś czas się przekopiowuje na nowe nośniki. No chyba że ktoś się uprze, żeby tylko leżały na półce.
Książki papierowe też nie są trwałe, ileż to poszło z dymem. Ale zawsze można wrócić do glinianych tabliczek. Proszę popytać, co się dzieje z XIX-wiecznymi drukami na papierze zakwaszonym.
Mimo wszystko życzę powodzenia w wydaniu książki. Nie omieszkam przeczytać w BN lub Jagiellonce.
Andrzej
-
Heropolitanska_Izabela

- Posty: 424
- Rejestracja: sob 25 sie 2007, 16:25
lubkap3 pisze:żadne poważne wydawnictwo nie będzie wydawać książeczki w nakładzie 100 egzemplarzy
Widać nie ma Pan pojęcia o rynku książki i o wydawnictwach "poważnych" i tym co wydają. Bo książki o takim nakładzie znajdzie Pan w dorobku nawet czołowych, najbardziej uznanych polskich wydawnictw.
Zapewne Pan nie wie, że niedawno bardzo ważna seria monografii "Wczesnośredniowieczne grodziska w Polsce", na którą autorzy dostali "milionowego" granta, wydana została przez Instytut Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk w nakładzie 50 egzemplarzy!
lubkap3 pisze:Wydawanie książki z myślą wyłącznie o rodzinie jest bezcelowe. W takim wypadku można wydać na prawach rękopisu, bez numeru nadawanego przez BN w Warszawie.
Książkę wydaje się dla czytelników. Skoro wydawca zakłada, że ze względu na temat będą nimi członkowie rodziny to dlaczego takie wydanie ma być bezcelowe? Taka grupa nie ma prawa czytać? I czym się to różni od wydania książki w takimż niskim nakładzie o dziejach jakiejś małej wsi dla jej mieszkańców?
Książki "na prawach rękopisu" wydawano przede wszystkim za komuny, dla uniknięcia problemów z cenzurą, albo gdy cenzura nie wyrażała zgody na normalne wydanie, a była możliwość wydania.
I myli się Pan. Numeru ISBN nie nadaje BN, a sam wydawca, BN jedynie przydziela mu pulę numerów do dyspozycji.
Myli się Pan. Obecność ISBN nie ma znaczenia, by książka została umieszczona w bibliografiach czy znalazła w zbiorach bibliotecznych. Liczy się jej zawartość. ISBN ułatwia identyfikację druku.lubkap3 pisze: Książka z ISBN trafia do obiegu i jest umieszczona w bibliografiach, a egzemplarze obowiązkowe dostępne w wybranych bibliotekach.
Słowem istnienie książek w takiej postaci wymaga ciągłego pilnowania, by nie zniknęła. A i tak, nawet przy przedterminowym zadbaniu może się okazać że nie ma już czego pilnować bo książka "się unicestwiła".lubkap3 pisze: Książki elektroniczne, CD, dyskietki, co jakiś czas się przekopiowuje na nowe nośniki.
A książki papierowe spokojnie stawia się w dowolnym miejscu i można tak je zostawić na setki lat. Zawartość książki nawet trzymanej w wilgotnej piwnicy, nawet spleśniałej wciąż pozostaje dostępna. Nie tak dawno porządkowano jakieś XIX wieczne wysypisko śmieci w Kanadzie, i okazało się że wiele znajdujących się tam gazet sprzed ponad 150 lat nadal jest doskonale czytelna, niekiedy wręcz jak za "młodości".
Drobne zakłócenie w dostępie do wersji elektronicznej pozbawia nas całkiem zapisanej tam treści.
Wbrew pozorom książki nie palą się tak łatwo. By poszły z dymem trzeba się o to mocno postarać (tak jak to zrobili Niemcy po Powstaniu Warszawskim z bibliotekami w Warszawie).lubkap3 pisze: Książki papierowe też nie są trwałe, ileż to poszło z dymem.
A poza tym książka, nawet nadpalona, może przechować sporo treści.
W większości przypadków, gdy książki były normalnie trzymane, niewiele (trochę się "kurzą" - "sypią"), czyli w sumie nic.lubkap3 pisze: Proszę popytać, co się dzieje z XIX-wiecznymi drukami na papierze zakwaszonym.
A poza tym można, jak jest potrzeba, po prostu odkwasić i książka przetrwa spokojnie kolejne dziesiątki lat.
Wojciech
Ostatnio zmieniony pn 22 sie 2022, 22:24 przez w3w, łącznie zmieniany 1 raz.
-
Janiszewska_Janka

- Posty: 1123
- Rejestracja: sob 28 lip 2018, 05:34
https://genealodzy.pl/index.php?name=PN ... ht=#597167
Dawno takiej bzdury w temacie genealogii nie wymyślono. To dopiero iluzja!!! Dawno nic tak mnie nie rozśmieszyło, w kontekście tych napuszonych porad jak pisać i wydawać książki....
))
Dawno takiej bzdury w temacie genealogii nie wymyślono. To dopiero iluzja!!! Dawno nic tak mnie nie rozśmieszyło, w kontekście tych napuszonych porad jak pisać i wydawać książki....
Pośmiać się można, ale jakby Pani miała 1500 osób i 40-letnią wyrwę w ślubach i zgonach, to już do śmiechu nie jest. Nie tak prosto ułożyć. Proszę nie zapominać, że można gałęzie odtwarzać, bo w zapiskach np. ślubów po 1810 r. są informacje, że świadek to np. stryj pana młodego, a świadek ma np. 60 lat.
Proszę zobaczyć programy szachowe.
Andrzej
Proszę zobaczyć programy szachowe.
Andrzej
-
julia_jarmola

- Posty: 606
- Rejestracja: ndz 12 lut 2012, 12:47
rewelka napisała , bardzo dawno temu, bo w 2012. roku:
Poza tym , pisząc opowieść o historii rodziny - książka to, moim zdaniem za wielkie słowo! - opieram się na dokumentach, wspomnieniach. Piszę o ludziach, których już nie ma, więc dlaczego mam nie umieszczać faktów i tzw. smaczków.
Skoro o bracie mojej babki ojczystej ksiądz w spisie parafian w uwagach zapisał :bezbożnik, dlaczego mam to pominąć?
Albo, skoro zdarzył się wypadek w wyniku, którego zginął jeden z braci, mam milczeć, tak , jak mi radziła śp. ciotka , córka owego bezbożnika
Widziałam kilka książek napisanych przez moich kolegów genealogów i miały one różną formę, od zbioru metryk i zdjęć opatrzonych komentarzami do opracowania biograficznego wybranej linii.
Piszecie Państwo o wydawnictwach, nadawanych numerach, , to wszystko brzmi niezwykle poważnie, ale jeśli jest taka wola....mnie nic do tego. Każdy ma swoją wizję i odpowiednie fundusze.
No i jeszcze ma dla kogo to robić
Osobiście nie zamierzałam nigdy wydawać swoich opracowań w formie profesjonalnego druku na kredowym papierze i oprawy w skórze
tylko w formie obindowanego tekstu (wraz z tłem historycznym, wybranymi metrykami i zdjęciami) , nie zamierzałam rozpowszechniać poza rodziną, więc uważałam, że mogę napisać tak, jak chcę.
Pozdrawiam,
Julia.
Mam podobne zdanie:)Jeżeli ja mam wolę napisać książkę dla moich trójki dzieci jako pamiątkę po mnie to mam takie prawo i moja wola jest święta .
Poza tym , pisząc opowieść o historii rodziny - książka to, moim zdaniem za wielkie słowo! - opieram się na dokumentach, wspomnieniach. Piszę o ludziach, których już nie ma, więc dlaczego mam nie umieszczać faktów i tzw. smaczków.
Skoro o bracie mojej babki ojczystej ksiądz w spisie parafian w uwagach zapisał :bezbożnik, dlaczego mam to pominąć?
Albo, skoro zdarzył się wypadek w wyniku, którego zginął jeden z braci, mam milczeć, tak , jak mi radziła śp. ciotka , córka owego bezbożnika
Widziałam kilka książek napisanych przez moich kolegów genealogów i miały one różną formę, od zbioru metryk i zdjęć opatrzonych komentarzami do opracowania biograficznego wybranej linii.
Piszecie Państwo o wydawnictwach, nadawanych numerach, , to wszystko brzmi niezwykle poważnie, ale jeśli jest taka wola....mnie nic do tego. Każdy ma swoją wizję i odpowiednie fundusze.
No i jeszcze ma dla kogo to robić
Osobiście nie zamierzałam nigdy wydawać swoich opracowań w formie profesjonalnego druku na kredowym papierze i oprawy w skórze
Pozdrawiam,
Julia.
- Czyżewski_Bartłomiej

- Posty: 657
- Rejestracja: śr 09 wrz 2009, 16:27
- Lokalizacja: Łódź
Podepnę się pod temat, zamiast zakładać jakiś nowy 
Powoli przygotowuję publikację książkową do druku, jednak z racji tego, że przykładam dużą wagę do detali utknąłem, na pewnej kwestii technicznej, związanej z tworzeniem przypisów przy użyciu zwrotu "ibidem". Poczytałem oczywiście co Internet ma w tym zakresie do zaoferowania, ale nigdzie nie znalazłem jednoznacznej odpowiedzi, która forma z poniższych przypisów będzie prawidłowa:
Przykład 1
1) Ur. 20 stycznia 1894 r. w Łodzi (APŁ, ASC par. rzym-kat św. Krzyża w Łodzi, Księga urodzeń, małżeństw i zgonów 1894 r., sygn. 41, akt urodzenia nr 296, k. 74v.)
2) Ur. 14 grudnia 1894 r. w Łodzi (APŁ, ASC par. rzym-kat św. Krzyża w Łodzi, Księga urodzeń, małżeństw i zgonów 1894 r., sygn. 43, akt urodzenia nr 4073, k. 1018.)
czy
1) Ur. 20 stycznia 1894 r. w Łodzi (APŁ, ASC par. rzym-kat św. Krzyża w Łodzi, Księga urodzeń, małżeństw i zgonów 1894 r., sygn. 41, akt urodzenia nr 296, k. 74v.)
2) Ur. 14 grudnia 1894 r. w Łodzi (Ibid., sygn. 43, akt urodzenia nr 4073, k. 1018)
Przykład 2
1) Ur. 20 stycznia 1894 r. w Łodzi - zm. 12 kwietnia 1897 r. w Łodzi (APŁ, ASC par. rzym-kat św. Krzyża w Łodzi, Księga urodzeń, małżeństw i zgonów 1894 r., sygn. 41, akt urodzenia nr 296, k. 74v.; APŁ, ASC par. rzym-kat św. Krzyża w Łodzi, Księga urodzeń, małżeństw i zgonów 1897 r., sygn. 73, akt zgonu nr 5, k. 2070v.)
2) Ur. 14 grudnia 1894 r. w Łodzi - zm. 11 czerwca 1895 r. w Łodzi (APŁ, ASC par. rzym-kat św. Krzyża w Łodzi, Księga urodzeń, małżeństw i zgonów 1894 r., sygn. 43, akt urodzenia nr 4073, k. 1018.; APŁ, ASC par. rzym-kat św. Krzyża w Łodzi, Księga urodzeń, małżeństw i zgonów 1895 r., sygn. 54, akt zgonu nr 1232, k. 208)
czy
1) Ur. 20 stycznia 1894 r. w Łodzi - zm. 12 kwietnia 1897 r. w Łodzi (APŁ, ASC par. rzym-kat św. Krzyża w Łodzi, Księga urodzeń, małżeństw i zgonów 1894 r., sygn. 41, akt urodzenia nr 296, k. 74v.; APŁ, ASC par. rzym-kat św. Krzyża w Łodzi, Księga urodzeń, małżeństw i zgonów 1897 r., sygn. 73, akt zgonu nr 5, k. 2070v.)
2) Ur. 14 grudnia 1894 r. w Łodzi - zm. 11 czerwca 1895 r. w Łodzi (Ibid., sygn. 43, akt urodzenia nr 4073, k. 1018.; Ibid., Księga urodzeń, małżeństw i zgonów 1895 r., sygn. 54, akt zgonu nr 1232, k. 208)
Przykład 3
1) Boniecki A., op. cit., t. III, str. 126; Uruski S., op. cit., t. II, str. 250
2) Boniecki A., op. cit., t. III, str. 128; Uruski S., op. cit., t. II, str. 251; Nejman E., op. cit., Lit. C-F, str. 101
czy
1) Boniecki A., op. cit., t. III, str. 126; Uruski S., op. cit., t. II, str. 250
2) Ibid., str. 128; Ibid., str. 251; Nejman E., op. cit., Lit. C-F, str. 101
Mam wrażenie, że im dłużej nad tym myślę, tym bardziej się zapętlam, będę zatem niezmiernie wdzięczny za pomoc
Powoli przygotowuję publikację książkową do druku, jednak z racji tego, że przykładam dużą wagę do detali utknąłem, na pewnej kwestii technicznej, związanej z tworzeniem przypisów przy użyciu zwrotu "ibidem". Poczytałem oczywiście co Internet ma w tym zakresie do zaoferowania, ale nigdzie nie znalazłem jednoznacznej odpowiedzi, która forma z poniższych przypisów będzie prawidłowa:
Przykład 1
1) Ur. 20 stycznia 1894 r. w Łodzi (APŁ, ASC par. rzym-kat św. Krzyża w Łodzi, Księga urodzeń, małżeństw i zgonów 1894 r., sygn. 41, akt urodzenia nr 296, k. 74v.)
2) Ur. 14 grudnia 1894 r. w Łodzi (APŁ, ASC par. rzym-kat św. Krzyża w Łodzi, Księga urodzeń, małżeństw i zgonów 1894 r., sygn. 43, akt urodzenia nr 4073, k. 1018.)
czy
1) Ur. 20 stycznia 1894 r. w Łodzi (APŁ, ASC par. rzym-kat św. Krzyża w Łodzi, Księga urodzeń, małżeństw i zgonów 1894 r., sygn. 41, akt urodzenia nr 296, k. 74v.)
2) Ur. 14 grudnia 1894 r. w Łodzi (Ibid., sygn. 43, akt urodzenia nr 4073, k. 1018)
Przykład 2
1) Ur. 20 stycznia 1894 r. w Łodzi - zm. 12 kwietnia 1897 r. w Łodzi (APŁ, ASC par. rzym-kat św. Krzyża w Łodzi, Księga urodzeń, małżeństw i zgonów 1894 r., sygn. 41, akt urodzenia nr 296, k. 74v.; APŁ, ASC par. rzym-kat św. Krzyża w Łodzi, Księga urodzeń, małżeństw i zgonów 1897 r., sygn. 73, akt zgonu nr 5, k. 2070v.)
2) Ur. 14 grudnia 1894 r. w Łodzi - zm. 11 czerwca 1895 r. w Łodzi (APŁ, ASC par. rzym-kat św. Krzyża w Łodzi, Księga urodzeń, małżeństw i zgonów 1894 r., sygn. 43, akt urodzenia nr 4073, k. 1018.; APŁ, ASC par. rzym-kat św. Krzyża w Łodzi, Księga urodzeń, małżeństw i zgonów 1895 r., sygn. 54, akt zgonu nr 1232, k. 208)
czy
1) Ur. 20 stycznia 1894 r. w Łodzi - zm. 12 kwietnia 1897 r. w Łodzi (APŁ, ASC par. rzym-kat św. Krzyża w Łodzi, Księga urodzeń, małżeństw i zgonów 1894 r., sygn. 41, akt urodzenia nr 296, k. 74v.; APŁ, ASC par. rzym-kat św. Krzyża w Łodzi, Księga urodzeń, małżeństw i zgonów 1897 r., sygn. 73, akt zgonu nr 5, k. 2070v.)
2) Ur. 14 grudnia 1894 r. w Łodzi - zm. 11 czerwca 1895 r. w Łodzi (Ibid., sygn. 43, akt urodzenia nr 4073, k. 1018.; Ibid., Księga urodzeń, małżeństw i zgonów 1895 r., sygn. 54, akt zgonu nr 1232, k. 208)
Przykład 3
1) Boniecki A., op. cit., t. III, str. 126; Uruski S., op. cit., t. II, str. 250
2) Boniecki A., op. cit., t. III, str. 128; Uruski S., op. cit., t. II, str. 251; Nejman E., op. cit., Lit. C-F, str. 101
czy
1) Boniecki A., op. cit., t. III, str. 126; Uruski S., op. cit., t. II, str. 250
2) Ibid., str. 128; Ibid., str. 251; Nejman E., op. cit., Lit. C-F, str. 101
Mam wrażenie, że im dłużej nad tym myślę, tym bardziej się zapętlam, będę zatem niezmiernie wdzięczny za pomoc
-
Sroczyński_Włodzimierz

- Posty: 35480
- Rejestracja: czw 09 paź 2008, 09:17
- Lokalizacja: Warszawa
a. dodałbym numer zespołu, linka do kopii jeśli via kanał jakiś nie bezpośrednio z AP
b. formalnie - inna jednostka/inna sygnatura, to bez ibid.
b. formalnie - inna jednostka/inna sygnatura, to bez ibid.
Bez PW. Korespondencja poprzez maila:
https://genealodzy.pl/index.php?module= ... 3odzimierz
https://genealodzy.pl/index.php?module= ... 3odzimierz
- Krystyna.waw

- Posty: 5525
- Rejestracja: czw 28 kwie 2016, 17:09
- Czyżewski_Bartłomiej

- Posty: 657
- Rejestracja: śr 09 wrz 2009, 16:27
- Lokalizacja: Łódź
Sroczyński_Włodzimierz pisze:a. dodałbym numer zespołu, linka do kopii jeśli via kanał jakiś nie bezpośrednio z AP
b. formalnie - inna jednostka/inna sygnatura, to bez ibid.
Dziękuję za podpowiedziKrystyna.waw pisze:Wolę wersję bez ibid.
W dłuższych tekstach zaciemnia, powtórzenie źródła jest klarowniejsze