Pozdrawiam-
Joanna
Moderatorzy: elgra, Galinski_Wojciech, maria.j.nie




Nie bardzo rozumiem, o jaką poprawkę chodzi, gdyż właśnie w taki sposób przetłumaczyłem : domi, w domu.bielecki pisze:Debilitas z całą pewnością oznacza ułomność czy słabowitość dziecka niezdolnego do życia. Zresztą jest to bliskie etymologii tego słowa (przeciwieństwo "habilitas" czyli zdolności). Sens współczesny słowa "debil" i pokrewnych jest wtórny.RomanK pisze:P. Chrystianie
Może ma Pan rację z tym tłumaczeniem "słaby, słabowity", aczkolwiek wyraz "debilitatis" kojarzy mi się ostrzej i brutalniej. Z drugiej strony wiele niemowląt było słabowitych i niestety, umierało wkrótce po porodzie i chrzcie, i mieli chrzestnych. Przyjąłem "ostracyzm" miejscowej ludności jako wyjaśnienie braku chrzestnych, aczkolwiek Pana wyjaśnienie też jest możliwe.
Do transkrypcji Chrystiana dodałbym poprawkę, że ostatnie słowo "domi" oznacza "w domu" - czyli dziecko bardzo szybko zmarło w domu, zdążono je ochrzcić (akuszerka), ale nie było czasu na "zorganizowanie" chrzestych. Tak mniej więcej ta sytuacja da się odtworzyć z przedstawionego zapisu.
Pozdrawiam,
Łukasz

Dosłownie: nie nadawszy imienia (konstrukcja ablativus absolutus).RomanK pisze:Spotkałem w tej samej wiejskiej parafii pod Krakowem, w parę lat potem, podobną sprawę. Aczkolwiek mam tu "wąty" formalne. W akcie chrztu ksiądz zapisał:
"Ego it supra baptisavi infantem nomine non imposito in partu difficili sine Sacris Ceremonialis masculum filium" co tłumaczę tak: "ja ten co wyżej ochrzciłem dziecko bezimienne ("imieniem nie nadanym")
Nie spotkałem się z takim wymogiem. Widocznie przyjmowano to za oczywistość, choć przy trudnym porodzie potrafię sobie wyobrazić okoliczności przemawiające za chrztem bez nadania imienia.RomanK pisze:podczas trudnego porodu bez Świętej Ceremoni płci męskiej" (rok 1775)
Skądinąd i w tym przypadku nie było chrzestnych.
Spotykam taki zapis po raz pierwszy i mam wątpliwości, bo czy prawo kanoniczne dopuszcza brak imienia na chrzcie? (ksiądz wyraźnie osobiście ochrzcił dziecko!)




Piórkowska_Ewa pisze: Jeśli zaś idzie o krótkie odstępy czasu, to mój dziadek wiedział, że nie urodził się 1 października, tylko wtedy "kiedy się len przędło i nie było czasu wybrać się do chrztu", parafia była daleko, a datę świadomie ojciec przekłamał, bo obawiał się jakiejś kary sądząc, że trzeba dziecko zgłosić w odpowiednim terminie. Lojalnie wobec syna wiele razy powtarzał, że on nie urodził się 1 października - ale dokładnie to nie pamiętał kiedy. Myślę, że można założyć, że takie bliskie chrzty dwójki dzieci wynikać mogą czasem, z opóźnionego chrztu pierwszego dziecka, a przy drugim przecież ksiądz nie musiał sprawdzać, czy nie chrzci za często
Moja mama, w "papierach" rocznik 1939. Naprawdę 1938. Wg. tego co mówiono, zapisana tak wg. pomysłu księdza. A jak było naprawdę? Coraz częściej myślę, że dziadek, z jakiś sobie znanych powodów, podał nieprawdziwą datę urodzenia"A co powiecie na coś takiego?
Posiadam kopie aktów chrztu przodków mojej żony:
- Marii ur. 8 czerwca 1923
- jej brata Henryka ur. 1.01.1924
Tak więc Henryk urodził się już 7 miesięcy po urodzeniu siostry (?) Marii. Nie czuję się ekspertem od położnictwa i ginekologii, ale wydaje mi się to mało prawdopodobne".
