WitamDampc_Kasia pisze:hej!
W moim powiecie - lęborskim, jak i okolicznych, jest sporo cmentarzy ofiar KL Sutthof, które zmarły podczas ewakuacji.
pozdrawiam
Kasia
Mój stryj był więźniem obozu KL Stutthow i przeżył tzw. marsz śmierci czy jak kto woli "ewakuację", kto nie podołał trudom morderczego marszu (a był to styczeń, siarczysty mróz i szkielety ludzkie w łachmanach) zostawał...padał trupem albo był dobijany, żywych nie zostawiano. Na noclegi ci nieszczęśnicy lokowani byli we wsiach opuszczonych przez miejscową ludność która uciekała przed nadchodzącą wyzwolicielską armią czerwoną. Wpędzani byli do stodół i na noc zamykani. Pewnego ranka gdzieś w okolicy Lęborka cz Kościerzyny zorientowali się że Niemcy po prostu zostawili ich i uciekli. Wielka radość i przede wszystkim szukanie żywności i odzieży po okolicznych opustoszałych domostwach. Niebawem we wsi pojawili się Rosjanie, zebrali wszystkich ustawili w szeregu i zrobili swoistą selekcję; tym co mieli na sobie jakieś porządniejsze ubrania palta, futra, itp. i wyglądających zapewne na "burżujów" rozkazano przejść pod mur pobliskiego budynku i ... salwa z pepeszy, pozostałych puścili wolno. Stryj mój przedkładał pewnie żarcie nad wystrój, czy też nie zdążył niczego znaleźć i tak to ocalał. Do domu do matki a mojej Babci wrócił z niedużym emaliowanym garnkiem po smalcu który tam zabrał i tym smalcem żywił się w powrotnej drodze. Tak więc "śmierć podczas ewakuacji" miała różne oblicza.
Pozdrawiam Longin


