Drzewo genealogiczne ma swoją wartość i cenę (komentarz)
Moderatorzy: elgra, Galinski_Wojciech, maria.j.nie
-
Sroczyński_Włodzimierz

- Posty: 35480
- Rejestracja: czw 09 paź 2008, 09:17
- Lokalizacja: Warszawa
Drzewo genealogiczne ma swoją wartość i cenę (komentarz)
Przepraszam, błąd wynikał z niezrozumienia, nie był celowym zniekształcaniem poglądów.
Jednak co do uogólnień pozostanę przy swoim - w dalszym ciągu bardzo będę z nimi uważał. Zaistnienie w artykule osób czy firm o złej reputacji nie wydaje mi się wystarczającym powodem do wyciągnięcia wniosków o wszystkim wymionych podmiotach.
Jeśli źle odczytałem intencję jeszcze raz przepraszam. Jeśli jednak taka jest Pana teza (wsparta cytatem z dzieciństwa)- nie zgodzę się z nią. W kategoriach ostrzeżeń owszem powiedzenie trafne -nie każdy zauważy różnice, jest takie niebezpieczeństwo - zgadzam się
Ale chyba "cała sztuka" polega na widzeniu różnic, a gdy się je dostrzega to i wspomnieć warto, co tez uczyniłem.
pozdrawiam
pozdrawiam
Jednak co do uogólnień pozostanę przy swoim - w dalszym ciągu bardzo będę z nimi uważał. Zaistnienie w artykule osób czy firm o złej reputacji nie wydaje mi się wystarczającym powodem do wyciągnięcia wniosków o wszystkim wymionych podmiotach.
Jeśli źle odczytałem intencję jeszcze raz przepraszam. Jeśli jednak taka jest Pana teza (wsparta cytatem z dzieciństwa)- nie zgodzę się z nią. W kategoriach ostrzeżeń owszem powiedzenie trafne -nie każdy zauważy różnice, jest takie niebezpieczeństwo - zgadzam się
Ale chyba "cała sztuka" polega na widzeniu różnic, a gdy się je dostrzega to i wspomnieć warto, co tez uczyniłem.
pozdrawiam
pozdrawiam
Bez PW. Korespondencja poprzez maila:
https://genealodzy.pl/index.php?module= ... 3odzimierz
https://genealodzy.pl/index.php?module= ... 3odzimierz
- Janusz_Stankiewicz

- Posty: 60
- Rejestracja: pn 26 cze 2006, 07:50
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
.
Pozwolę sobie powrócić do merritum:
Bardzo źle się dzieje w naszym społeczeństwie jeśli wszystko i wszystkich wrzucamy do jednego wora – pod nazwą „złodziei i bandytów” ...
Nigdy nie korzystałem z usług profesjonalnych biur, ale wydaje mi się, że nie możemy wszystkich - zajmujących się poszukiwaniami za pieniądze – stawiać pod jedną kreską – w każdej bowiem profesji znajdą się tacy, którzy chcą tylko naciągnąć klienta i tacy, którzy z oddaniem wykonują powierzoną im pracę...
Czy telewizyjne wywiady i audycje ktoś wykonywał za darmo ???
Janusz Stankiewicz
Pozwolę sobie powrócić do merritum:
Bardzo źle się dzieje w naszym społeczeństwie jeśli wszystko i wszystkich wrzucamy do jednego wora – pod nazwą „złodziei i bandytów” ...
Nigdy nie korzystałem z usług profesjonalnych biur, ale wydaje mi się, że nie możemy wszystkich - zajmujących się poszukiwaniami za pieniądze – stawiać pod jedną kreską – w każdej bowiem profesji znajdą się tacy, którzy chcą tylko naciągnąć klienta i tacy, którzy z oddaniem wykonują powierzoną im pracę...
Czy telewizyjne wywiady i audycje ktoś wykonywał za darmo ???
Janusz Stankiewicz
- Karczewska_Bozena

- Posty: 25
- Rejestracja: pn 05 sty 2009, 15:53
- Lokalizacja: zachodniopomorskie
Drzewo genealogiczne ma swoją wartość i cenę (komentarz)
Jestem nowicjuszką w poszukiwaniach. Artykuł rozpoczyna się stwierdzeniem, że genealogia i poszukiwania rodowodu to nałóg i ogromna pasja. Zgadzam się z tym zupełnie. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym zlecić komuś poszukiwania.Obojętne, czy byłoby mnie na to stać, czy też nie. Jakże byłabym uboga i pozbawiona wspaniałych emocji, które nieustannie towarzyszą mi, kiedy idę po śladach moich przodkach. Z ogromnym wzruszeniem zbieram okruchy ich życia - są łzy, jest radość, jest duma- jest też żal, że nie zrobiłam tego wcześniej. Do mojego domu zawitała żywa historia. Moja rodzina - łącznie z wnuczką- przeżywa rozbiory Polski, powstania, odzyskanie niepodległości. Poznając dzieje naszych pradziadów, umiejscawiamy ich w określonym miejscu i czasie. I to jest piękne! Każdy odnaleziony prapradziadek, staje się nam bardzo bliski, czujemy więzy krwi, odnajdujemy w sobie talenty, wrażliwości, które odziedziczyliśmy. I myślę, że taka powinna być pamięć przodków.
Myślę, że najważniejsze są emocje, które przekażę swoim dzieciom i wnukom, bo to one będą dalej pisały historię.
A herbu nie szukajmy za pieniądze. Bo" herb powinien być dla nas wyzwaniem a nie godnością'"
Bożena
Myślę, że najważniejsze są emocje, które przekażę swoim dzieciom i wnukom, bo to one będą dalej pisały historię.
A herbu nie szukajmy za pieniądze. Bo" herb powinien być dla nas wyzwaniem a nie godnością'"
Bożena
- Fronczak_Waldemar

- Posty: 676
- Rejestracja: śr 28 cze 2006, 23:44
- Lokalizacja: Łódź
Nie skomentuję bezpośrednio artykułu, bo nie ma specjalnie czego komentować. Odniosę się jednak do problemu, który moim zdaniem ma nieco szerszy aspekt.
Tym problemem jest stosunek genealogów amatorów do genealogów zawodowych, którzy w różny sposób czerpią korzyści materialne ze swojej działalności.
Zawsze było tak, że obok zawodowej genealogii, która czasami szła w parze z naukową, kwitła genealogia amatorska.
Na pewnym etapie rozwoju, niejeden genealog amator staje się profesjonalistą w swojej dziedzinie.
Dzisiejszy świat jest tak skonstruowany, że przejście z amatorstwa do zawodu bywa czasami nieuniknione. Wszystko zależy od tego, jak wyglądają owe usługi i na ile są rzetelne i uczciwe.
Wydając książkę, podręcznik dla genealogów amatorów, autor choćby nie chciał, staje się zawodowcem, bo zaczyna z tego czerpać korzyści materialne.
Naukowiec, który opracuję monografię rodziny i ją opublikuje, stawia się w rzędzie zawodowców. Realizując program telewizyjny, czy realizując film dokumentalny o genealogii, również niechcący tracimy swoje "dziewictwo amatorskie".
Tak było w przypadku wielu osób z naszego środowiska, tak było też ze mną.
Obok aktywnej działalności w ruchu amatorskim, czego chyba nie muszę przypominać, zajmuje się zawodowym poszukiwaniem dla osób, które albo nie mają takich możliwości, albo nie potrafią, bądź nie mają czasu na poszukiwania własne.
Pisywałem scenariusze za które oczywiście otrzymywałem honoraria autorskie, piszę artykuły do czasopism i publikuje prace naukowe w poważnych pismach. Miałem swój epizod telewizyjny, a to przecież związane jest również z podpisaniem umów o dzieło.
Wielu moich przyjaciół zajmujących się genealogią czy heraldyką również jest zawodowcami w pełnym tego słowa znaczeniu, mimo że nie wszyscy założyli biura i nie wszyscy wykonują odpłatne poszukiwania.
Czy można powiedzieć o wszystkich że są wydrwigroszami? Czy nazwiska takie jak Gajl, Prinke, Leitgeber, Pszczółkowski, Nowaczyk, to nazwiska cwaniaków?
Czy profesor Dworzeczek czy Rymut swoje dzieła robili altruistycznie?
Jak by wyglądała genealogia amatorska bez udziału zawodowców?
I nie ma tu znaczenia, że akurat artykuł traktuje o biurach genealogicznych, bo problem leży raczej w popularnej niechęci środowiska amatorskiego do zawodowego w ogóle.
Łatwo przyjmujemy, że jeden zawodowiec jest dobry, a inny jest zły. Chętnie korzystamy z osiągnięć zawodowców, ich opracowań i publikacji, ale gdy otwarcie zaczyna się mówić o zawodowstwie w genealogii, to wyrażamy święte oburzenie.
Świetnie ujął to Janusz Stankiewicz. Zbyt łatwo przychodzi nam wrzucanie wszystkiego do jednego worka.
Myślę, że oba środowiska czerpią z siebie nawzajem korzyści i powinny siebie wzajemnie szanować. Natomiast wszelkie patologie i szarlataństwo, czy to w ruchu amatorskim czy zawodowym, zasługują na potępienie.
I na zakończenie mam słowo do Cezarego Lechowskiego.
Byłeś uprzejmy napisać słowa, które odebrałem, jako przytyk do jednego z odcinków Sekretów rodzinnych, poświęconemu Hannie Śleszyńskiej.
Bardzo chętnie odpowiem na konkretne zarzuty, nawet w osobnym wątku.
Z szacunkiem
Waldemar Fronczak
Tym problemem jest stosunek genealogów amatorów do genealogów zawodowych, którzy w różny sposób czerpią korzyści materialne ze swojej działalności.
Zawsze było tak, że obok zawodowej genealogii, która czasami szła w parze z naukową, kwitła genealogia amatorska.
Na pewnym etapie rozwoju, niejeden genealog amator staje się profesjonalistą w swojej dziedzinie.
Dzisiejszy świat jest tak skonstruowany, że przejście z amatorstwa do zawodu bywa czasami nieuniknione. Wszystko zależy od tego, jak wyglądają owe usługi i na ile są rzetelne i uczciwe.
Wydając książkę, podręcznik dla genealogów amatorów, autor choćby nie chciał, staje się zawodowcem, bo zaczyna z tego czerpać korzyści materialne.
Naukowiec, który opracuję monografię rodziny i ją opublikuje, stawia się w rzędzie zawodowców. Realizując program telewizyjny, czy realizując film dokumentalny o genealogii, również niechcący tracimy swoje "dziewictwo amatorskie".
Tak było w przypadku wielu osób z naszego środowiska, tak było też ze mną.
Obok aktywnej działalności w ruchu amatorskim, czego chyba nie muszę przypominać, zajmuje się zawodowym poszukiwaniem dla osób, które albo nie mają takich możliwości, albo nie potrafią, bądź nie mają czasu na poszukiwania własne.
Pisywałem scenariusze za które oczywiście otrzymywałem honoraria autorskie, piszę artykuły do czasopism i publikuje prace naukowe w poważnych pismach. Miałem swój epizod telewizyjny, a to przecież związane jest również z podpisaniem umów o dzieło.
Wielu moich przyjaciół zajmujących się genealogią czy heraldyką również jest zawodowcami w pełnym tego słowa znaczeniu, mimo że nie wszyscy założyli biura i nie wszyscy wykonują odpłatne poszukiwania.
Czy można powiedzieć o wszystkich że są wydrwigroszami? Czy nazwiska takie jak Gajl, Prinke, Leitgeber, Pszczółkowski, Nowaczyk, to nazwiska cwaniaków?
Czy profesor Dworzeczek czy Rymut swoje dzieła robili altruistycznie?
Jak by wyglądała genealogia amatorska bez udziału zawodowców?
I nie ma tu znaczenia, że akurat artykuł traktuje o biurach genealogicznych, bo problem leży raczej w popularnej niechęci środowiska amatorskiego do zawodowego w ogóle.
Łatwo przyjmujemy, że jeden zawodowiec jest dobry, a inny jest zły. Chętnie korzystamy z osiągnięć zawodowców, ich opracowań i publikacji, ale gdy otwarcie zaczyna się mówić o zawodowstwie w genealogii, to wyrażamy święte oburzenie.
Świetnie ujął to Janusz Stankiewicz. Zbyt łatwo przychodzi nam wrzucanie wszystkiego do jednego worka.
Myślę, że oba środowiska czerpią z siebie nawzajem korzyści i powinny siebie wzajemnie szanować. Natomiast wszelkie patologie i szarlataństwo, czy to w ruchu amatorskim czy zawodowym, zasługują na potępienie.
I na zakończenie mam słowo do Cezarego Lechowskiego.
Byłeś uprzejmy napisać słowa, które odebrałem, jako przytyk do jednego z odcinków Sekretów rodzinnych, poświęconemu Hannie Śleszyńskiej.
Jeśli istotnie miałeś na myśli program, o którym wspomniałem, to bardzo jestem ciekaw Twojego uzasadnienia, tak ostro sformułowanych tez pod adresem PTG, które reprezentowałem uczestnicząc w tym programie oraz Związku Szlachty Polskiej, którego przedstawiciele tam wystąpili, wręczając p. Śleszyńskiej wizerunek jej właściwego herbu oraz laudację.Zwłaszcza, że poziom wiedzy tych biur a nawet niektórych Towarzystw Genealogicznych jest żenujący. Przykładem moze być przyjmowanie nowych członków do rodzin szlacheckich i wręczanie herbów w pewnych programach telewizyjnych - ludziom może i znanym, ale nie kryjacym swego zaskoczenia, że coś takiego ich spotkało. Według mnie, był to wielki show nie mający nic wspólnego z historią i rzeczywistością.
Bardzo chętnie odpowiem na konkretne zarzuty, nawet w osobnym wątku.
Z szacunkiem
Waldemar Fronczak
Witam serdecznie,
Z duza przyjemnoscia przeczytalam wypowiedz Waldka.
Pisze kilka prostych slow z mojego skromnego doswiadczenia.
W genealogii, jak w kazdej innej dziedzinie, sa ludzie uczciwi i odpowiedzialni, jak tez sa "naciagacze".
Poniewaz mieszkam daleko do Polski, a poszukiwania wymagaja wizyt w archiwach i parafiach, trafilam na jednych i na drugich. Na szczescie zauwazylam w pore roznice.
Genealog, ktoremu powierzylam czesc poszukiwan, wywiazal sie z tego zadania bardzo solidnie.
Wspolpracowalismy przez trzy lata, a wyniki przerosly moje nadzieje.
Oczywiscie, ze jeden akt znaleziony osobiscie po miesiacach, czasem po latach poszukiwan ma inny "smak" niz cala galez juz gotowa "zamowiona" u genealoga.
Czasem nie ma wyboru. Aby isc do przodu (do tylu) trzeba szukac pomocy u zawodowych genealogow. Taka pomoc moze sie okazac bardzo owocna. Wystarczy tylko umiec wybrac tych, ktorzy wykonuja te prace uczciwie i z pasja.
Usmiechy
Bozenna
Z duza przyjemnoscia przeczytalam wypowiedz Waldka.
Pisze kilka prostych slow z mojego skromnego doswiadczenia.
W genealogii, jak w kazdej innej dziedzinie, sa ludzie uczciwi i odpowiedzialni, jak tez sa "naciagacze".
Poniewaz mieszkam daleko do Polski, a poszukiwania wymagaja wizyt w archiwach i parafiach, trafilam na jednych i na drugich. Na szczescie zauwazylam w pore roznice.
Genealog, ktoremu powierzylam czesc poszukiwan, wywiazal sie z tego zadania bardzo solidnie.
Wspolpracowalismy przez trzy lata, a wyniki przerosly moje nadzieje.
Oczywiscie, ze jeden akt znaleziony osobiscie po miesiacach, czasem po latach poszukiwan ma inny "smak" niz cala galez juz gotowa "zamowiona" u genealoga.
Czasem nie ma wyboru. Aby isc do przodu (do tylu) trzeba szukac pomocy u zawodowych genealogow. Taka pomoc moze sie okazac bardzo owocna. Wystarczy tylko umiec wybrac tych, ktorzy wykonuja te prace uczciwie i z pasja.
Usmiechy
Bozenna
- Mendyka_Grzegorz

- Posty: 521
- Rejestracja: wt 11 lip 2006, 11:42
- Lokalizacja: Wrocław/Kalisz
- Kontakt:
Zgadzając się z wieloma przedmówcami pozwolę sobie jednak skomentować artykuł
i nieco poszerzyć swoją pierwszą wypowiedź:
1-uważam za nieuczciwe i szkodliwe publikowanie artykułów /szczególnie z nagłówkiem "Poradnik" !?/
zawierajacych treści zwyczajnie nieprawdziwe i bałamutne.
Jeśli dyrektor "instytutu" mówi takie słowa to świadczy tylko o nim i jego ukrytych motywacjach.
Ale gdy dziennikarz bezkrytycznie wytłuszcza nagłówek-cyt:"Nikt nie ma prawa ustanowić sobie herbu..."
to to jest nadużycie i manipulacja!
Chyba, że chodzi o celowe wprowadzenie w błąd czytelników i potencjalnych genealogów rodzin własnych,
dla wsparcia tych ukrytych niecnych motywacji.
2-otóż nie zgadzam się na takie manipulacje i twierdzę, że tak jak każdy ma prawo robić genealogię swojej rodziny
/samodzielnie lub z pomocą zawodowców-jego wybór!/
również KAŻDY ma prawo ustanowić sobie swój herb
/samodzielnie lub z pomocą zawodowców-jego wybór!!!/
i używać dla genealogii i reprezentacji swojego Rodu.
3-oczywiście niedopuszczalny jest tutaj plagiat lub zawłaszczenie herbu innego;
kwestią dyskusyjną jest zastosowanie takich czy innych jakoby "jedynie słusznych zasad heraldyki"
4-i na koniec uwaga ogólniejsza: niektórym specjalistom często mylą się i zbytnio zazębiają pojęcia genealogia i heraldyka
Grzegorz - herbu własnego
PS
a po trzecie primo - ortografia !!
i nieco poszerzyć swoją pierwszą wypowiedź:
1-uważam za nieuczciwe i szkodliwe publikowanie artykułów /szczególnie z nagłówkiem "Poradnik" !?/
zawierajacych treści zwyczajnie nieprawdziwe i bałamutne.
Jeśli dyrektor "instytutu" mówi takie słowa to świadczy tylko o nim i jego ukrytych motywacjach.
Ale gdy dziennikarz bezkrytycznie wytłuszcza nagłówek-cyt:"Nikt nie ma prawa ustanowić sobie herbu..."
to to jest nadużycie i manipulacja!
Chyba, że chodzi o celowe wprowadzenie w błąd czytelników i potencjalnych genealogów rodzin własnych,
dla wsparcia tych ukrytych niecnych motywacji.
2-otóż nie zgadzam się na takie manipulacje i twierdzę, że tak jak każdy ma prawo robić genealogię swojej rodziny
/samodzielnie lub z pomocą zawodowców-jego wybór!/
również KAŻDY ma prawo ustanowić sobie swój herb
/samodzielnie lub z pomocą zawodowców-jego wybór!!!/
i używać dla genealogii i reprezentacji swojego Rodu.
3-oczywiście niedopuszczalny jest tutaj plagiat lub zawłaszczenie herbu innego;
kwestią dyskusyjną jest zastosowanie takich czy innych jakoby "jedynie słusznych zasad heraldyki"
4-i na koniec uwaga ogólniejsza: niektórym specjalistom często mylą się i zbytnio zazębiają pojęcia genealogia i heraldyka
Grzegorz - herbu własnego
PS
a po trzecie primo - ortografia !!
Grzegorz z Wrocławia
Śląskie Towarzystwo Genealogiczne [102/2001]
Kaliskie Towarzystwo Genealogiczne [ 16/2010]
http://genealodzy.wroclaw.pl/
http://gento.wroclaw.pl/
Śląskie Towarzystwo Genealogiczne [102/2001]
Kaliskie Towarzystwo Genealogiczne [ 16/2010]
http://genealodzy.wroclaw.pl/
http://gento.wroclaw.pl/
Herb ? Szukac herbu ?
Przeciez jak sie ma herb to sie o tym wie od rodzicow. Herb nikomu z nieba nie spadl w ostatnim pokoleniu.
Nie nalezy mylic genealogii z poszukiwaniem szlacheckiego pochodzenia.
Genealogia to poszukiwanie przodkow, szlachectwo to dziedzictwo rodzinne, o ktorym kazdy czlonek takiej rodziny wie i zna jego historie.
Usmiechy
Bozenna
Przeciez jak sie ma herb to sie o tym wie od rodzicow. Herb nikomu z nieba nie spadl w ostatnim pokoleniu.
Nie nalezy mylic genealogii z poszukiwaniem szlacheckiego pochodzenia.
Genealogia to poszukiwanie przodkow, szlachectwo to dziedzictwo rodzinne, o ktorym kazdy czlonek takiej rodziny wie i zna jego historie.
Usmiechy
Bozenna
- Kaminski_Adam

- Posty: 69
- Rejestracja: sob 24 cze 2006, 23:38
- Lokalizacja: Gdańsk
- Kontakt:
Trochę wydaje mi się, że w dyskusji o tym artykule w DB zginął nam właściwy problem. Częściowo wynika to z faktu, że mogliśmy tutaj obejrzeć drugą część owego "Poradnika". Pierwsza część zatytułowana "Znajdź swoich przodków, odkryj historię rodziny" ukazała się dzień wcześniej, w piątkowym wydaniu (tym najbardziej poczytnym, bo z programem TV). Do obejrzenia tu: http://cid-f8cfe2ea96ecb98a.skydrive.li ... DB/DB1.png.
Moim zdaniem głównym problemem jest poziom redaktorski tego artykułu. W poradniku pod tytułem sugerującym porady dla zwykłych śmiertelników powinno znaleźć się dużo więcej informacji pożytecznych przy amatorskich poszukiwaniach swoich przodków. Zamiast tego dostajemy adresy kilku archiwów, i stron zajmujących się heraldyką. Wypowiedzi pani z AGADu są też trochę dziwne. Mamy tu do czynienia chyba z bardzo złą dziennikarską pracą (chyba sponsorowaną?).
Osobiście pod takim tytułem spodziewałbym się informacji o tym jak zacząć osobiste poszukiwania genealogiczne: rozmowy z rodziną, przeszukiwanie starych szuflad, .... Chętnie tez bym się dowiedział co robią licznie działające w naszym kraju towarzystwa genealogiczne, czy mnóstwo prywatnych osób robiących świetne rzeczy. Informacja o działalności firm genealogicznych też byłaby na miejscu. Nie każdy lubi i ma czas szukać sobie samemu. Niektóre ściany są nie do pokonania nawet dla doświadczonych genealogów bez pomocy zawodowca. Zupełne jednak pominięcie amatorskich poszukiwań genealogicznych jest totalnym zachwianiem proporcji. Przecież tytuł jest "Znajdź swoich przodków, odkryj historię rodziny", a nie "Kup sobie historię rodziny".
Może warto się zastanowić nad szerszą promocją działalności towarzystw genealogicznych?
Adam
Moim zdaniem głównym problemem jest poziom redaktorski tego artykułu. W poradniku pod tytułem sugerującym porady dla zwykłych śmiertelników powinno znaleźć się dużo więcej informacji pożytecznych przy amatorskich poszukiwaniach swoich przodków. Zamiast tego dostajemy adresy kilku archiwów, i stron zajmujących się heraldyką. Wypowiedzi pani z AGADu są też trochę dziwne. Mamy tu do czynienia chyba z bardzo złą dziennikarską pracą (chyba sponsorowaną?).
Osobiście pod takim tytułem spodziewałbym się informacji o tym jak zacząć osobiste poszukiwania genealogiczne: rozmowy z rodziną, przeszukiwanie starych szuflad, .... Chętnie tez bym się dowiedział co robią licznie działające w naszym kraju towarzystwa genealogiczne, czy mnóstwo prywatnych osób robiących świetne rzeczy. Informacja o działalności firm genealogicznych też byłaby na miejscu. Nie każdy lubi i ma czas szukać sobie samemu. Niektóre ściany są nie do pokonania nawet dla doświadczonych genealogów bez pomocy zawodowca. Zupełne jednak pominięcie amatorskich poszukiwań genealogicznych jest totalnym zachwianiem proporcji. Przecież tytuł jest "Znajdź swoich przodków, odkryj historię rodziny", a nie "Kup sobie historię rodziny".
Może warto się zastanowić nad szerszą promocją działalności towarzystw genealogicznych?
Adam
Bożeno napisałaś: "szlachectwo to dziedzictwo rodzinne, o ktorym kazdy czlonek takiej rodziny wie i zna jego historie". Nie sądzę, żeby to było takie proste i na pewno nie jest, wiesz przecież, czytasz wpisy na forach genealogicznych. Ludzie często zaczynają poszukiwania od nieznanych rodziców i nieznanych dziadków, nie tylko od nieznanych pradziadków i głębiej. Separacje, rozwody, rozstania z innych powodów, wojny, nie trzeba tego przypominać, mnóstwo tego przecież. Zaginione dokumenty rodzinne, brak jakichkolwiek dokumentów jak brak domu, dom się spalił, itd. Bardzo często wokół jest pustka i zaczyna się od zera, dosłownie ZERA.
A gdzie się dochodzi to różnie bardzo bywa, można dojść i do szlachectwa, w znaczeniu "herbu", nic nie jest wykluczone.
A co do płatnych usług genealogicznych, to absolutnie nic przeciwko oczywiście nie mam, zazdroszczę ciekawej pracy, i chyba mało takich usług, za mało. W sytuacji "pod ścianą" do jednego takiego się zgłosiłam i odprawiono mnie z kwitkiem, kompletny brak zainteresowania, nawet nie było mowy o cenie, nic, zero, ściana (chodziło o Kresy).
Pozdrawiam
Łucja
A gdzie się dochodzi to różnie bardzo bywa, można dojść i do szlachectwa, w znaczeniu "herbu", nic nie jest wykluczone.
A co do płatnych usług genealogicznych, to absolutnie nic przeciwko oczywiście nie mam, zazdroszczę ciekawej pracy, i chyba mało takich usług, za mało. W sytuacji "pod ścianą" do jednego takiego się zgłosiłam i odprawiono mnie z kwitkiem, kompletny brak zainteresowania, nawet nie było mowy o cenie, nic, zero, ściana (chodziło o Kresy).
Pozdrawiam
Łucja
Jak dla mnie artykuł jest w porządku. A, że można by było napisać więcej. Pewnie tak, ale jak sam zauważyłeś to jest tylko artykuł w gazecie i nie jest to gazeta genealogiczna. Na jednej stronie trudno jest napisać więcej a nie dla wszystkich genealogia jest interesująca. Jak się chce uzyskać szerokie informacje, to kupuję się literaturę genealogiczną lub np. odwiedza takie strony jak ta. Jedyna nieścisłość w tym artykule to wiadomość, że skopiowanie jednej strony kosztuje 2,5 złotego.
Do Lucji,
Masz racje, Milutka, napisalam dosc schematycznie i ogolnie, gdyz zauwazylam u pewnej kategorii "poszukiwaczy przeszlosci" wiecej checi odnalezienia herbu niz checi odnalezienia przodkow.
W moim pojeciu, genealogia to poszukiwania przodkow, a gdzie nas zaprowadzi ?
Wazne jest, zeby zaprowadzila nas do naszych przodkow, a nie do mitow niczym nieudokumentowanych.
Serdecznosci
Bozenna
Masz racje, Milutka, napisalam dosc schematycznie i ogolnie, gdyz zauwazylam u pewnej kategorii "poszukiwaczy przeszlosci" wiecej checi odnalezienia herbu niz checi odnalezienia przodkow.
W moim pojeciu, genealogia to poszukiwania przodkow, a gdzie nas zaprowadzi ?
Wazne jest, zeby zaprowadzila nas do naszych przodkow, a nie do mitow niczym nieudokumentowanych.
Serdecznosci
Bozenna
-
Jacek_Jarnuszkiewicz

- Posty: 71
- Rejestracja: pt 30 sty 2009, 23:38
Jeśli chodzi o Kresy, to mogę Ci polecić naprawdę świetnego, uczciwego i kompetentnego speca od poszukiwań. Ma fantastyczne rozeznanie we wszystkich kresowych zasobach archiwalnych. Napisz do mnie na priv, to dam Ci namiary na niego.Łucja pisze: A co do płatnych usług genealogicznych, to absolutnie nic przeciwko oczywiście nie mam, zazdroszczę ciekawej pracy, i chyba mało takich usług, za mało. W sytuacji "pod ścianą" do jednego takiego się zgłosiłam i odprawiono mnie z kwitkiem, kompletny brak zainteresowania, nawet nie było mowy o cenie, nic, zero, ściana (chodziło o Kresy).
Pozdrawiam
Łucja
Pozdrawiam.
Jacek J.
- Lechowski_Cezary

- Posty: 65
- Rejestracja: wt 18 gru 2007, 07:39
- Lokalizacja: Zabrze
- Kontakt:
Pan Waldemar Fronczak
Szanowny Panie
"Uderz w stół, a nożyce się odezwą", to stare przysłowie polskie jest ciągle aktualne.
Pan Panie Waldemarze rzucił mi rękawice nie jako genealog, a raczej jako urzędnik, przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Broni Pan swojej sprawy chowając się za nazwiskiem osoby, która najmniej była winna w całej tej komedii i wprawdzie była zaskoczona, ale przyjęła to z pełną kulturą. Ma Pan rację chodziło mi o tą audycję, tylko że nie byla to audycja jedna - występowały tam również inne osobistości wyniesione do godności szlacheckiej. Moim zdaniem robienie tego rodzaju pokazów w telewizji ośmiesza ideę nadawania lub przypisywania szlachectwa wybranym osobom. I nie chodzi już w tym wszystkim o konkretne osobistości, bo ufam że PTG nie myli się w kwestiach historyczno - heraldycznych, lecz o sam proces.
Korzystając z faktu, że jestem przy głosie pozwolę sobie przytoczyć mój przypadek:
W lutym 2006 r. wysłałem do Związku Szlachty Polskiej proste zapytanie. Na odpowiedź czekalem do 16 czerwca 2006 r. podpisaną przez Pana Prezesa. Ponownie wysłałem konkretne informacje, o które prosił Pan Prezes ZSP. Do dnia dzisiejszego nie otrzymalem żadnej odpowiedzi, ani negatywnej ani pozytywnej, tak jakby sprawy wcale nie było. Moje gratulacje, a może Zwiazek Szlachty Polskiej już nie istnieje?
Łączę wyrazy szacunku
Cezary Bronisław Lechowski
Szanowny Panie
"Uderz w stół, a nożyce się odezwą", to stare przysłowie polskie jest ciągle aktualne.
Pan Panie Waldemarze rzucił mi rękawice nie jako genealog, a raczej jako urzędnik, przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Broni Pan swojej sprawy chowając się za nazwiskiem osoby, która najmniej była winna w całej tej komedii i wprawdzie była zaskoczona, ale przyjęła to z pełną kulturą. Ma Pan rację chodziło mi o tą audycję, tylko że nie byla to audycja jedna - występowały tam również inne osobistości wyniesione do godności szlacheckiej. Moim zdaniem robienie tego rodzaju pokazów w telewizji ośmiesza ideę nadawania lub przypisywania szlachectwa wybranym osobom. I nie chodzi już w tym wszystkim o konkretne osobistości, bo ufam że PTG nie myli się w kwestiach historyczno - heraldycznych, lecz o sam proces.
Korzystając z faktu, że jestem przy głosie pozwolę sobie przytoczyć mój przypadek:
W lutym 2006 r. wysłałem do Związku Szlachty Polskiej proste zapytanie. Na odpowiedź czekalem do 16 czerwca 2006 r. podpisaną przez Pana Prezesa. Ponownie wysłałem konkretne informacje, o które prosił Pan Prezes ZSP. Do dnia dzisiejszego nie otrzymalem żadnej odpowiedzi, ani negatywnej ani pozytywnej, tak jakby sprawy wcale nie było. Moje gratulacje, a może Zwiazek Szlachty Polskiej już nie istnieje?
Łączę wyrazy szacunku
Cezary Bronisław Lechowski
- Fronczak_Waldemar

- Posty: 676
- Rejestracja: śr 28 cze 2006, 23:44
- Lokalizacja: Łódź
Szanowny Panie
Myślałem, że zgodnie z moją sugestią, temat ten będziemy kontynuować w osobnym wątku, bo odbiega on od zasadniczej treści dyskusji, ale skoro zdecydował Pan, aby prowadzić rozmowę tutaj, to nie mam wyboru.
Kto komu rzucił rękawicę, to pozostawiam ocenie czytelników, natomiast z chowaniem się za cudzymi plecami, to chyba lekka przesada.
Gdyby tak istotnie było, to z całą pewnością nie stawał bym w polu, a sam Pan widzi, że ochoczo podjąłem wyzwanie w obronie własnego dobrego imienia i honoru Polskiego Towarzystwa genealogicznego.
Trudno było nie odczytać, aż nadto jasnej aluzji zawartej w cytowanej wcześniej, Pańskiej wypowiedzi, a dotyczącej programu "Sekrety rodzinne" i PTG, które tam reprezentowałem.
Pozwolę sobie jeszcze raz przypomnieć Pana słowa, które sprowokowały mnie do zajęcia stanowiska.
Napisał Pan:
Co do jednego muszę Panu przyznać rację - to było show, przeciw któremu ostro protestowaliśmy zarówno w trakcie realizacji programu, jak i po jego emisji. Dzięki naszemu stanowisku, Telewizja zdecydowała się w drugiej serii, na odejście od wybitnie rozrywkowego charakteru programu, na rzecz solidnej informacji historycznej.
Nim przejdę do ustosunkowania się do ogólnikowych zarzutów merytorycznych, jeszcze jedno słowo odnośnie Pańskiej drugiej wypowiedzi.
Otóż widać wyraźnie, że chyba sam się Pan zorientował, iż trochę przesadził z negatywną oceną warsztatu historycznego i tym "żenującym poziomem wiedzy" skoro pisze Pan już polubownie:
Byłem przygotowany na udzielenie konkretnych odpowiedzi dotyczących niezgodności z "historią i rzeczywistością", a nie na odpieranie enigmatycznych zarzutów, które trudno jest zdefiniować. Liczyłem, że w tej rozmowie, główną rolę będą odgrywały argumenty rzeczowe.
Przejdźmy zatem do merytorycznej strony zagadnienia.
Napisał Pan, że w programie przyjmowano Hannę Śleszyńską, jako nowego członka rodziny szlacheckiej i wręczano jej herb.
Mamy tu zastosowaną metodę półprawdy. Dlaczego?
Nikt p. Śleszyńskiej nie przyjmował ani do szlachty, ani do Związku Szlachty Polskiej, którego przedstawiciele gościli w programie.
Natomiast istotnie wręczano Jej herb. Ten prawidłowy - Grzymałę, a nie ten o którym myślała, że jej przynależy czyli Doliwę.
W dwóch słowach wyjaśnię osobom, które nie widziały odcinka.
Hanna Śleszyńska pochodzi z Północnego Mazowsza, gdzie większość mieszkańców stanowiła drobna szlachta. Jej rodzina od pokoleń miała świadomość, że są szlachtą, tyle że na skutek pomyłek Heroldii Królestwa Polskiego, sądzili, że są herbu Doliwa. Ponieważ świadomość ta oparta była na tradycji ustnej, a nie na dokumentach, dla potrzeb programu wprowadziłem element zaskoczenia. W połowie odcinka postawiliśmy pod znakiem zapytania szlachectwo bohaterki, co zniosła z godnością.
Na zakończenie wyjaśniliśmy, że przekazy ustne o szlachectwie mają poparcie w badaniach jakie przeprowadziliśmy i w dokumentach metrykalnych, księgach ziemskich i innych źródłach. Jednocześnie wyjaśniliśmy powody, dla których do herbarzy dostali się Śleszyńscy z błędnym herbem Doliwa oraz przedstawiliśmy właściwy herb Śleszyńskich - Grzymała. To właśnie rysunek prawidłowego herbu wraz z okolicznościowym listem był wręczany bohaterce przed kamerami.
Nie było więc przyjęcia do szlachty, bo p. Śleszyńska zawsze była szlachcianką, ani do ZSzP, bo to wymaga przeprowadzenia stosownej procedury przewidzianej Statutem tej organizacji.
Przodkiem Hanny Śleszyńskiej jest rycerz Mikołaj Ślasa h. Grzymała, który w Wąsoszu, roku 1471 występuje jako świadek przed sądem.
Bohaterka odcinka była zaskoczona nagłymi zwrotami programu, innym niż przypuszczała herbem, historią rodziny sięgającą do XV wieku jak również gośćmi, ale z pewnością nie swoim szlachectwem.
Radzę jeszcze raz uważnie obejrzeć odcinek.
W drugim swoim liście napisał Pan, że chodziło również o inne odcinki, w których
Nikogo nie wynoszono do "godności szlacheckiej", jak Pan to ujął.
Poniżej podam przegląd gwiazd i ich pochodzenia w głównych liniach.
Krzysztof Cugowski -mieszczanie i szlachta w odległym pokoleniu, a więc sam bohater nie jest szlachcicem, o czym było w programie
Radosław i Cezary Pazura - chłopi
Artur Barciś - chłopi, prawdopodobnie osadnicy olęderscy
Dorota Rabczewska "Doda" - mieszczanie, (już po programie ustaliłem, że pochodzi z kijowskiej szlachty)
Maciej Damięcki - szlachta mazowiecka
Jerzy Stuhr - mieszczanie, winiarze z Austrii
Magdalena Schejbal - rzemieślnicy, osadnicy z Czech
Hanna Śleszyńska - szlachta mazowiecka
Mieliśmy więc w programie jedynie dwie rodziny, które były określone, jako szlacheckie: Śleszyńscy i Damięccy.
W przypadku Damięckich, była identyczna sytuacja, jak wcześniej opisywana. Rodzina doskonale wiedziała o swoim szlacheckim pochodzeniu, tylko również mieli złą informację o przynależnym herbie.
Na skutek działalności Heroldii, Damięccy wywiedli się z błędnego herbu Dąbrowa, podczas gdy wszystkie wcześniejsze pokolenia posługiwały się Prusem I. To również wyjaśnialiśmy w programie, ale nie było mowy o wynoszeniu kogoś do "godności szlacheckiej".
Gwoli informacji, dodam, że rodowód ciągły Damięckich zaczyna się Tomaszem Damięckim h. Prus I, właścicielu wsi Damięty-Prosty, zmarłym około 1678 roku we wsi Koźniewo Łyse.
Jeśli będzie potrzeba, to oczywiście przedstawię bardziej szczegółowe informacje dotyczące obu rodzin, które jakoby wyniosłem do godności szlacheckiej, reprezentując żenujący poziom wiedzy.
Badania prowadziliśmy zarówno w oparciu o księgi metrykalne, jak również o księgi ziemskie i grodzkie oraz dokumenty Heroldii przechowywane w AGAD.
Szanowny Panie Cezary.
Sądzę, że pisząc o swoich przygodach ze Związkiem Szlachty Polskiej, wyjaśnił Pan, jaki był rzeczywisty powód niechęci do programu i negacji mojej rzetelności badawczej.
To rozgoryczenie, że Pańskie starania o przyjęcie w poczet ZSzP spełzły na niczym, legło u podstaw krytyki i zarzutów w stosunku do PTG i moim.
Mnie jest to obojętne, chociaż naruszył Pan moje dobre imię, ale myślę, że Polskiemu Towarzystwu Genealogicznemu należą się przeprosiny, za insynuowanie "żałosnego poziomu wiedzy" i przedstawianiu zmyślonych rodowodów, bo przecież "nie mających nic wspólnego z historią i rzeczywistością".
Z szacunkiem
Waldemar Fronczak
Członek PTG
Myślałem, że zgodnie z moją sugestią, temat ten będziemy kontynuować w osobnym wątku, bo odbiega on od zasadniczej treści dyskusji, ale skoro zdecydował Pan, aby prowadzić rozmowę tutaj, to nie mam wyboru.
Kto komu rzucił rękawicę, to pozostawiam ocenie czytelników, natomiast z chowaniem się za cudzymi plecami, to chyba lekka przesada.
Gdyby tak istotnie było, to z całą pewnością nie stawał bym w polu, a sam Pan widzi, że ochoczo podjąłem wyzwanie w obronie własnego dobrego imienia i honoru Polskiego Towarzystwa genealogicznego.
Trudno było nie odczytać, aż nadto jasnej aluzji zawartej w cytowanej wcześniej, Pańskiej wypowiedzi, a dotyczącej programu "Sekrety rodzinne" i PTG, które tam reprezentowałem.
Pozwolę sobie jeszcze raz przypomnieć Pana słowa, które sprowokowały mnie do zajęcia stanowiska.
Napisał Pan:
Jasno z tego wynika, że zarzuca Pan, Polskiemu Towarzystwu Genealogicznemu żenujący poziom wiedzy, bowiem szlachectwo Hanny Śleszyńskiej nie miało "nic wspólnego z historią i rzeczywistością", zaś sama bohaterka odcinka nie kryła zaskoczenia. Całość określił Pan, jako "wielkie show".Zwłaszcza, że poziom wiedzy tych biur a nawet niektórych Towarzystw Genealogicznych jest żenujący. Przykładem moze być przyjmowanie nowych członków do rodzin szlacheckich i wręczanie herbów w pewnych programach telewizyjnych - ludziom może i znanym, ale nie kryjacym swego zaskoczenia, że coś takiego ich spotkało. Według mnie, był to wielki show nie mający nic wspólnego z historią i rzeczywistością.
Co do jednego muszę Panu przyznać rację - to było show, przeciw któremu ostro protestowaliśmy zarówno w trakcie realizacji programu, jak i po jego emisji. Dzięki naszemu stanowisku, Telewizja zdecydowała się w drugiej serii, na odejście od wybitnie rozrywkowego charakteru programu, na rzecz solidnej informacji historycznej.
Nim przejdę do ustosunkowania się do ogólnikowych zarzutów merytorycznych, jeszcze jedno słowo odnośnie Pańskiej drugiej wypowiedzi.
Otóż widać wyraźnie, że chyba sam się Pan zorientował, iż trochę przesadził z negatywną oceną warsztatu historycznego i tym "żenującym poziomem wiedzy" skoro pisze Pan już polubownie:
Co do owego tajemniczego "procesu", nie potrafię zająć stanowiska, bo nie bardzo rozumiem o co chodzi.I nie chodzi już w tym wszystkim o konkretne osobistości, bo ufam że PTG nie myli się w kwestiach historyczno - heraldycznych, lecz o sam proces.
Byłem przygotowany na udzielenie konkretnych odpowiedzi dotyczących niezgodności z "historią i rzeczywistością", a nie na odpieranie enigmatycznych zarzutów, które trudno jest zdefiniować. Liczyłem, że w tej rozmowie, główną rolę będą odgrywały argumenty rzeczowe.
Przejdźmy zatem do merytorycznej strony zagadnienia.
Napisał Pan, że w programie przyjmowano Hannę Śleszyńską, jako nowego członka rodziny szlacheckiej i wręczano jej herb.
Mamy tu zastosowaną metodę półprawdy. Dlaczego?
Nikt p. Śleszyńskiej nie przyjmował ani do szlachty, ani do Związku Szlachty Polskiej, którego przedstawiciele gościli w programie.
Natomiast istotnie wręczano Jej herb. Ten prawidłowy - Grzymałę, a nie ten o którym myślała, że jej przynależy czyli Doliwę.
W dwóch słowach wyjaśnię osobom, które nie widziały odcinka.
Hanna Śleszyńska pochodzi z Północnego Mazowsza, gdzie większość mieszkańców stanowiła drobna szlachta. Jej rodzina od pokoleń miała świadomość, że są szlachtą, tyle że na skutek pomyłek Heroldii Królestwa Polskiego, sądzili, że są herbu Doliwa. Ponieważ świadomość ta oparta była na tradycji ustnej, a nie na dokumentach, dla potrzeb programu wprowadziłem element zaskoczenia. W połowie odcinka postawiliśmy pod znakiem zapytania szlachectwo bohaterki, co zniosła z godnością.
Na zakończenie wyjaśniliśmy, że przekazy ustne o szlachectwie mają poparcie w badaniach jakie przeprowadziliśmy i w dokumentach metrykalnych, księgach ziemskich i innych źródłach. Jednocześnie wyjaśniliśmy powody, dla których do herbarzy dostali się Śleszyńscy z błędnym herbem Doliwa oraz przedstawiliśmy właściwy herb Śleszyńskich - Grzymała. To właśnie rysunek prawidłowego herbu wraz z okolicznościowym listem był wręczany bohaterce przed kamerami.
Nie było więc przyjęcia do szlachty, bo p. Śleszyńska zawsze była szlachcianką, ani do ZSzP, bo to wymaga przeprowadzenia stosownej procedury przewidzianej Statutem tej organizacji.
Przodkiem Hanny Śleszyńskiej jest rycerz Mikołaj Ślasa h. Grzymała, który w Wąsoszu, roku 1471 występuje jako świadek przed sądem.
Bohaterka odcinka była zaskoczona nagłymi zwrotami programu, innym niż przypuszczała herbem, historią rodziny sięgającą do XV wieku jak również gośćmi, ale z pewnością nie swoim szlachectwem.
Radzę jeszcze raz uważnie obejrzeć odcinek.
W drugim swoim liście napisał Pan, że chodziło również o inne odcinki, w których
Prowadziłem poszukiwania genealogiczne, pisałem scenariusze do reportaży i występowałem we wszystkich odcinkach, ale jako zywo niczego takiego sobie nie przypominam.występowały tam również inne osobistości wyniesione do godności szlacheckiej
Nikogo nie wynoszono do "godności szlacheckiej", jak Pan to ujął.
Poniżej podam przegląd gwiazd i ich pochodzenia w głównych liniach.
Krzysztof Cugowski -mieszczanie i szlachta w odległym pokoleniu, a więc sam bohater nie jest szlachcicem, o czym było w programie
Radosław i Cezary Pazura - chłopi
Artur Barciś - chłopi, prawdopodobnie osadnicy olęderscy
Dorota Rabczewska "Doda" - mieszczanie, (już po programie ustaliłem, że pochodzi z kijowskiej szlachty)
Maciej Damięcki - szlachta mazowiecka
Jerzy Stuhr - mieszczanie, winiarze z Austrii
Magdalena Schejbal - rzemieślnicy, osadnicy z Czech
Hanna Śleszyńska - szlachta mazowiecka
Mieliśmy więc w programie jedynie dwie rodziny, które były określone, jako szlacheckie: Śleszyńscy i Damięccy.
W przypadku Damięckich, była identyczna sytuacja, jak wcześniej opisywana. Rodzina doskonale wiedziała o swoim szlacheckim pochodzeniu, tylko również mieli złą informację o przynależnym herbie.
Na skutek działalności Heroldii, Damięccy wywiedli się z błędnego herbu Dąbrowa, podczas gdy wszystkie wcześniejsze pokolenia posługiwały się Prusem I. To również wyjaśnialiśmy w programie, ale nie było mowy o wynoszeniu kogoś do "godności szlacheckiej".
Gwoli informacji, dodam, że rodowód ciągły Damięckich zaczyna się Tomaszem Damięckim h. Prus I, właścicielu wsi Damięty-Prosty, zmarłym około 1678 roku we wsi Koźniewo Łyse.
Jeśli będzie potrzeba, to oczywiście przedstawię bardziej szczegółowe informacje dotyczące obu rodzin, które jakoby wyniosłem do godności szlacheckiej, reprezentując żenujący poziom wiedzy.
Badania prowadziliśmy zarówno w oparciu o księgi metrykalne, jak również o księgi ziemskie i grodzkie oraz dokumenty Heroldii przechowywane w AGAD.
Szanowny Panie Cezary.
Sądzę, że pisząc o swoich przygodach ze Związkiem Szlachty Polskiej, wyjaśnił Pan, jaki był rzeczywisty powód niechęci do programu i negacji mojej rzetelności badawczej.
To rozgoryczenie, że Pańskie starania o przyjęcie w poczet ZSzP spełzły na niczym, legło u podstaw krytyki i zarzutów w stosunku do PTG i moim.
Mnie jest to obojętne, chociaż naruszył Pan moje dobre imię, ale myślę, że Polskiemu Towarzystwu Genealogicznemu należą się przeprosiny, za insynuowanie "żałosnego poziomu wiedzy" i przedstawianiu zmyślonych rodowodów, bo przecież "nie mających nic wspólnego z historią i rzeczywistością".
Z szacunkiem
Waldemar Fronczak
Członek PTG
-
Jacek_Jarnuszkiewicz

- Posty: 71
- Rejestracja: pt 30 sty 2009, 23:38
I tu się mylisz. Czasami poszukiwania przodków kończą się miłym zaskoczeniem: "Jestem szlachcicem".Bozenna pisze:Herb ? Szukac herbu ?
Przeciez jak sie ma herb to sie o tym wie od rodzicow. Herb nikomu z nieba nie spadl w ostatnim pokoleniu.
Nie nalezy mylic genealogii z poszukiwaniem szlacheckiego pochodzenia.
Genealogia to poszukiwanie przodkow, szlachectwo to dziedzictwo rodzinne, o ktorym kazdy czlonek takiej rodziny wie i zna jego historie.
Usmiechy
Bozenna
Znam kilka takich przypadków, a jeden był bardzo spektakularny.
Pewien polonijny biznesmen z Chicago, o bardzo znanym arystokratycznym nazwisku chciał lepiej poznać swoje korzenie. Pochodził z mazowieckiej wioski, gdzie wielu mieszkańców również nosiło to nazwisko. Zlecił badania mojemu znajomemu zawodowcowi, którego mi to opowiedział. Ten, po usłyszeniu nazwiska i zlokalizowaniu wsi na mapie w ciemno stwierdził, że biznesmen ów na 100% jest szlachcicem zaściankowym i rozpoczął badania. Przeprowadził je nie ruszając się w zasadzie z płockiego archiwum. Okazało się, że sporządził mu wywód do pierwszej połowy XV wieku. Okazało się również, że na początku XVI w. zmienili jego przodkowie nie tylko herb, ale i nazwisko, przyjmując je od matki i pisząc się ze wsi, w której mieszkali. I tak chłop spod Płocka dowiedział się, że ma drzewo genealogiczne dużo dłuższe niż niejeden książę potrafi udowodnić.
Pewna rodzina hrabiowska, o tym samym nazwisku, pochodzi z tego samego pnia.
Dedykuję tę historię wszystkim, którzy badają swoje korzenie.