Co myślicie o patosie w genealogii?

Wszystkie sprawy związane z naszą pasją, w tym: FAQ - często zadawane pytania

Moderatorzy: elgra, Galinski_Wojciech, maria.j.nie

_Malgos

Sympatyk
Posty: 31
Rejestracja: sob 29 sty 2011, 10:05

Re: Co myślicie o patosie w genealogii?

Post autor: _Malgos »

Sroczyński_Włodzimierz pisze:"Staram się unikać oceniania"
albo samooszukiwanie się albo autocenzura albo polityczna poprawność:)
Nie zgadzam się na żadne. Istnieje jeszcze słowo - tolerancja. Niektórzy je rozumieją i wykorzystują zarówno w odniesieniu do żyjących obecnie jak i tych żyjących dawniej. Nic co ludzkie...
Oczywiście, że nie mówię o działaniach, które są niezgodne z prawem i zostały ocenione przez odpowiednie organy państwowe.

pozdrawiam
Małgosia
Awatar użytkownika
Mierzejewski

Sympatyk
Nowicjusz
Posty: 179
Rejestracja: pt 26 wrz 2008, 18:41
Kontakt:

Post autor: Mierzejewski »

Rzuciłem hasła:
Co myślicie o patosie w genealogii?
Czy genealogia jest swoistą sztuką wyrażania siebie czy rzemiosłem?
Czy powinniśmy mieć do niej emocjonalne podejście czy też bezduszne podejście metody naukowej?
Dlaczego w ogóle genealogia jest tak ważna dla wielu z nas?
Po to żeby poznać wasze opinie i odczucia na temat.

Wszystko to, dlatego, że dowiedziałem się, że mój dziadek został zabity przez tzw. podziemie za (rzekomą) współpracę z NKWD
Nie mam wpływu na to, co się stało, ale jestem przecież cząstką moich przodków. W swojej naiwności i tego, co się ostatnio dowiedziałem o cechach charakteru niektórych moich antenatów zastanawiałem się czy powinienem o tym pisać czy też przemilczeć? Czy taki opis wykracza poza sztywno rozumianą genealogię? Czy mam prawo oceniać ich postępowanie?
Czymkolwiek się kierowali, czy można w świetle takowych wydarzeń kierować się pozytywnymi lub negatywnymi opisami postaci ze strony rodziny? Przecież one są także nieobiektywne. Jak to wyważyć?
Tym bardziej, że sprawa samego zabójstwa nie była do końca zbadana a paradoksem jest jeszcze i to, że druga strona rodziny była w przeciwnym obozie. Rodzina straciła ojca, uległa rozbiciu i rozproszeniu. Została upośledzona a zdarzenia z przeszłości rzutują po dzień dzisiejszy.
Powiedzmy, że pozytywną stroną takich zdarzeń jest moje zainteresowanie przeszłością.
Dla kogo, jeśli rodzina nie jest zainteresowana prawdą?
Oczywiście, że dla wielu z was odpowiedź jest prosta - dla siebie. Dlaczego? Po co? Co to zmienia?
Ale co zrobić, jeśli te fakty doprowadzają do dalszych waśni.
Stanąłem na rozdrożu nie znając szczegółów, w jaki sposób odnieść się do tych postaci, jak i tym czy mam prawo pisać o tym? Jednych gloryfikować innych potępiać w zależności od własnych zapatrywań? Czy może próbować tłumaczyć ich postępowanie w świetle wybiórczych relacji.?
Jak pisać obiektywnie o ludziach, którzy są cząstką naszego jestestwa?
Może rozwiązaniem byłoby pisanie do szuflady
Klasyczny trup w szafie!!!
Mimo wielu znaków zapytania nie szukam gotowych odpowiedzi jedynie opinii.
Sroczyński_Włodzimierz

Członek PTG
Nowicjusz
Posty: 35480
Rejestracja: czw 09 paź 2008, 09:17
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Sroczyński_Włodzimierz »

opinia:
wyjaśniać co się da
nie opierać relacji (i ocen) na jednym źródle.
Myślę, że sporo osób spotkało się z opowieściami, które na skutek prowadzonych badań okazały się odległe od prawdy. Jeśli było tak w lżejszych gatunkowo sprawach to tym bardziej może być tak przy bardziej dramatycznych.
Wiem, że źródeł mało (nie rozwijam dlaczego), ale starać się dotrzeć do wielu.
Nie twierdzę, że "dowiedziałem się, że mój dziadek został zabity przez tzw. podziemie za (rzekomą) współpracę z NKWD " to zasłyszana pogłoska! Ale brzmi raczej jak wstęp do dalszych poszukiwań nie ustalenia.
A czy po bliższym przyjrzeniu się oceniać?
Jak już wcześniej pisałem -niemożliwe, moim zdaniem, jest nie oceniać. Nie piszę "wskazane/niewskazane" tylko, że nieuniknione.
Uniknąć można próbować świadomie dokonanego wyboru "nie będę wnikał, szukał bo nie chcę oceniać"
W ww Twoich słowach ja ocenę widzę (tak jak i post wyżej widzę:) - Twój wybór czy poprzez zamknięcie tematu pozostawisz czytelników z tylko (aż? dla Ciebie trudne więc nie "tylko") swoim zdaniem, czy przedstawiając wyniki badań dasz szansę wyrobić swoje zdanie i opinię.
Kiedyś na forum wyraziłem zachwyt książką napisaną przez jednego z forumowiczów: "Bolesława Kontryma życie zuchwałe", dobry przykład (moim zdaniem) na zostawienie czytelnikowi przestrzeni na własną ocenę opisywanych zdarzeń i faktów. Nie na unikanie stosunku emocjonalnego do opisywanych zdarzeń (ten zauważyć można), ale na taką prezentację ustaleń, taką dokumentację, która nie narzuca jednego jako jedynego możliwego puntu widzenia

Ja w zasadzie nie piszę nic, więc "łatwo radzić":) Tj nie muszę zastanawiać się jak to zrobić, mogę jedynie "czego oczekiwałbym jako czytelnik"
A nie piszę m.in. dlatego, że wiem jak trudno przekroczyć masę krytyczną - tj zgromadzić tyle materiałów, żeby móc próbować opisać jakieś zdarzenie, nie tylko spisać relacje z drugiej, trzecie, czwartej ręki zniekształcone wieloma czynnikami
Jakoś jednak to co się udało ustalić przekazać będę musiał (chciał?) "potomnym", żeby następne pokolenie kolejny raz nie musiało pokonywać tej samej drogi
więc dylemat rozumiem i chyba wielu z nas rozumie.

Spotykam się w swojej rodzinie z różnymi rozwiązaniami "co przekazać"
były osoby, które dzieciom i wnukom pewnych tematów (zdarzeń) w ogóle nie przekazały
były tez "eufemizmy"
były różne sztuczki

Mam wrażenie, że dwie czy trzy historie poznałem wręcz wbrew woli mojego dziadka, ale poznałem! Tzn. jego wybór "nie opowiadać, nie opisać" pozbawił mnie możliwości poznania jego stosunku do tej czy innej sprawy, jego wiedzy. Wpływu (jak się okazało) na to czy się dowiem -nie miał. Miał wpływ na to, czego się dowiem (pewnie z jego wiadomościami obraz byłby pełniejszy) i wybrał moim zdaniem źle.

Nie napiszesz, nie przekażesz dalej pałeczki...nie zamkniesz tematu - utrudnisz (być może!) ale nie uniemożliwisz. Nie dasz jedynie możliwości poznania swojej osoby. Pisanie wszakże na ogół więcej o piszącym mówią niż o opisywanym

Pozdrawiam serdecznie
Bez PW. Korespondencja poprzez maila:
https://genealodzy.pl/index.php?module= ... 3odzimierz
Awatar użytkownika
Mierzejewski

Sympatyk
Nowicjusz
Posty: 179
Rejestracja: pt 26 wrz 2008, 18:41
Kontakt:

Post autor: Mierzejewski »

Sroczyński Włodzimierz napisał: "Pisanie wszakże na ogół więcej o piszącym mówią niż o opisywanym"
Dziękuję cokolwiek sobie o mnie pomyślicie
Więc zajmując się genealogią rodziny zajmujemy się samym sobą? To już nie daleko od jakiejś formy narcyzmu, ekshibicjonizmu
Widać tak głębokie wiwisekcje są nam potrzebne.
Na szczęście lub nie za swego życia nie zdołamy odkryć wszystkiego. To dobrze bo zostanie coś dla następnych pokoleń.
Nikt nie obiecywał wszak że będzie łatwo jak zaczynaliśmy nasze potyczki z genealogią
dede43

Sympatyk
Posty: 410
Rejestracja: śr 05 maja 2010, 08:27
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: dede43 »

Jak się tak dobrze przyjrzeć - każdy ma jakiegoś "trupa w szafie". Dobre 60 lat wierzyłyśmy, że Irkuck, jako miejsce urodzenia ojca wiąże się ze zsyłką po Powstaniu, a tu guzik..... Dziadek Jan Cyprian okazał się oficerem Armii Carskiej, który po przejściu do rezerwy i ożenku w 1891 r w Warszawie na Syberię dotarł pewnie po prostu w interesach. Po drodze zatrzymał się w Kijowie, bo tam w 1893 r urodził jego starszy syn - później też oficer Armii Carskiej, choć od kwietnia 1920 już w Wojsku Polskim. A pradziadek Józef w ogóle do Rosji nie jeździł. W latach 1869-71 był podleśniczym w okolicach Włodawy. Albo wylegitymowane szlachectwo - Jaxa Kwiatkowscy, z którego zrezygnował ojciec podobno dopiero po wojnie. W żadnym dokumencie nie znalazłam Jaxa Kwiatkowskich, od 1860 r roku są to cały czas "zwykli" Kwiatkowscy.
Pozdrowienia
Danuta
Pilnie poszukuję aktu ślubu Józefa Kwiatkowskiego (1829/32-1884)z Anielą Wrońską(1823-1905) oraz ich aktów urodzenia.
Sroczyński_Włodzimierz

Członek PTG
Nowicjusz
Posty: 35480
Rejestracja: czw 09 paź 2008, 09:17
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Sroczyński_Włodzimierz »

" zajmując się genealogią rodziny zajmujemy się samym sobą?"
może genealogią trochę więcej niż czym innym, ale niekoniecznie
ale pisałem o pisaniu
nie o zajmowaniu się (choć i tu pewnie też się sprawdza)
Sztuka dostępna nielicznym, aby ślad autora był subtelny, zauważalny ale nie przytłaczający, bo chyba częściej mamy okazję poznać autora przez jego produkt, temat - mniej często:)
Bez PW. Korespondencja poprzez maila:
https://genealodzy.pl/index.php?module= ... 3odzimierz
Awatar użytkownika
hniew

Sympatyk
Posty: 757
Rejestracja: czw 11 lis 2010, 22:49

Post autor: hniew »

Zbyszku
Rzuciłeś pytania:
Czym jest genealogia? W jakim celu i jak nią się posługiwać?
Ktokolwiek tu ci odpowiedział czy odpowie tylko wyrwie kilka niteczek z kłębowiska myśli jakie ogarniają większość gdy zaczną rozważać możliwe odpowiedzi.
Postaram się jednak i ja ze swej gęstej zawiesiny myśli coś wydestylować:
I. Genealogia to jednak nauka a tej wyniki są tym lepsze im lepiej uda nam się połączyć ogień z wodą tzn pasję z dystansem, zaangażowanie ze sceptycyzmem czy obiektywizmem. Szalenie trudne zadanie.
II. Po co się w to bawimy?
Przede wszystkim dla siebie, w celu poznania/zrozumienia, na bardzo wielu płaszczyznach siebie i swojego najbliższego (rodzinnego) otoczenia.
Po drugie .... a tu za odpowiedź niech służą dwa cytaty z notatek pozostawionych przez przodków:
1. "W obawie, że stracę wzrok, a chcąc przekazać wnukom tradycje rodzinne, spisuję je teraz, choć wiem, że jeszcze nie będą umieli ocenić. W nadziei, że jednak z czasem te wspomnienia nabiorą dla nich wartości, przekazuję to, co słyszałam od ś.p. ś.p. Matki mojej, Ciotek, Stryja i Babci."
2. "Może ktoś, kto przyjdzie po nas
zechce szukać w Przodków cieniach.
Trzeba ślad Ich na tym świecie
ocalić od zapomnienia."
Archiwa a w szczególności te rodzinne to dla wielu rzecz absolutnie bezcenna.

Pozdrawiam
Hubert Niewęgłowski
aligatormp

Sympatyk
Ekspert
Posty: 71
Rejestracja: pt 10 paź 2008, 13:12

Post autor: aligatormp »

Pisać. Osobiście jeśli znam - staram się opisywać losy rodzyny nawet te "negatywne" z mojego punktu widzenia, jeśli znam dodaję też anegdoty rodzinne, jeśli mam dostęp do opracowań gotowych życiorysów - cytuję, oceniam choć nie popadam w skrajności.
Pozdrawiam Maciej
Awatar użytkownika
Łucja

Sympatyk
Posty: 1865
Rejestracja: sob 05 maja 2007, 21:06
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Łucja »

No a ja właśnie stanęłam pod poważną ścianą - dokopałam się chyba tego "trupa w szafie". Wcale nie zamierzałam go wywlekać bo przede wszystkim nie wiem dokładnie co to za trup, prawie nic nie wiem.
Ale... odnalazłam potomków części rodziny z którymi kontakt zerwany został dawno temu, jeszcze przed I wojną światową. Zerwany tak bardzo, że nikt nie wie co się stało, nikt nie mówi. Ta część rodziny ma dokumenty, informacje o naszych wspólnych dalszych przodkach i ... najwyraźniej nie chce się nimi podzielić, w ogóle odmawia kontaktu, chociaż nie mówi tego wprost, ale "zaskoczyłam". Jedynym wytłumaczeniem musi być ten "trup w szafie", pewnie wiedzą o co chodzi, a co ja nie wiem.
Dzisiaj wzbiera we mnie wielka "złość' z tego powodu, z kim rozmawiam mówi, że moje stanowisko, że "dawno było i to już tylko historia, nie ma co o tym mówić", jest niesłuszne, powinnam stanowczo domagać się wyjaśnień, mój ojciec jest jedynym męskim potomkiem osoby wówczas pokrzywdzonej (w jaki sposób - nie wiem), czyli na mnie teraz spada ta 'vendetta".
W ogóle nie miałam zamiaru poruszać tego tematu, byłam na to całkowicie gotowa, było dawno i tyle, dużo bardziej interesowały mnie te wspólne glębsze korzenie, o których na wyciągnięcie ręki są informacje, ale których być może nie dostanę i nie zobaczę nigdy.
Co robić?????
Odpuścić?
A jak ja faktycznie powinnam wyjaśnić tę sprawę, dawną, starą, ale jak widać "straszną"?
Wolałabym żeby wytłumaczenie braku chęci pokazania zdjęcia prapradziadka miało inne przyczyny, ale dzisiaj zwątpiłam w te inne ewentualne przyczyny, co robić? W ogóle nie szukałam co takiego strasznego wydarzyło się w przeszłości, ale może powinnam?

Mierzejewski tutaj na forum ma podobną sytuację, może my dlatego te blogi tak piszemy?
Ech,...
Ale jakbyście się czuli, gdybyście wiedzieli, że ktoś wie gdzie leżą prapradziadkowie, ma ich zdjęcia, dokumenty, ale ... odmawia kontaktu. Chyba ocenzuruję potem ten wpis ale teraz puszczę. Czy powinnam szukać na własną rękę co się wydarzyło? To trudne, bo to było przed I wojną światową, na dodatek nie wiem gdzie i co, jakieś wątłe poszlaki, czy prowadzić "śledztwo"? Nie miałam zamiaru, godziłam się, że stało się coś złego, ale trudno, było minęło, pewnie nigdy się nie dowiem. A jak się dowiem to oczywiście natychmiast trzeba wybaczyć, uwielbiam wybaczanie, nie toleruję jednego - blokady informacji.

Łucja
Sroczyński_Włodzimierz

Członek PTG
Nowicjusz
Posty: 35480
Rejestracja: czw 09 paź 2008, 09:17
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Sroczyński_Włodzimierz »

szukać dalej
wiesz...mi się w ogóle trudno pogodzić z tym, że ktoś wie ale nie powie
ale..jemu dotarcie do punktu, że "wie" (choć to różnie bywa, dość subiektywne, jednostronne, przefiltrowane) zajęło (czas? nerwy?), chyba, że akurat miał szczęście...ale zdjęcia prapradziadków "przez przypadek" nie są przechowywane
czy powinien się dzielić (w przypadku informacji to "podział/dzielenie" wszakże nie występuje...nie bywa , może tylko przybyć przy wymianie informacji...
powinien..tym bardziej im bardziej Ty coś równolegle znajdziesz

czy znam to uczucie? "oczywiście", że znam! rzadko kiedy źródło tego w rodzinie (czy "rodzinie")
ale.. ok roku temu...
...znajduję grób żony (wg moich informacji potwierdzonych aktami zgonu, rejestracją pochówku na cmentarzu - wdowy) po bracie pradziadka
wyszła drugi raz za mąż, w niedługi czas po ślubie zmarła - bezpotomnie)
na grobie słowa o niej (pierwsza tam pochowana czyli "właścicielka grobu"), zostawiam kartkę z prośbą o kontakt
kontakt następuje, bardzo ostrożny etc
wyjaśniam pokrótce sytuację "szukam, może zdjęcia jakieś etc" opisuję, że nie jestem spadkobiercą, nie "roszczę do grobu" (żeby nie było wątpliwości) - nawet gdybym chciał to nie mam prawa etc
i..bomba "ale ona tam nie leży!"
- "ekshumacja? przeniesienie?"
- skąd! nigdy nie była pochowana- to lipa ten akt zgonu, mistyfikacja! ba! jej mąż też nie zginął w KL..."

prośba o spotkanie, szczegóły...bezowocna
to jest dopiero- nie? nie "nie podzielić się niczym" a rzucić coś elektryzującego, nieweryfikowalnego i urwać kontakt:)
jedyny taki przypadek z jakim się spotkałem...i co zrobić...
Bez PW. Korespondencja poprzez maila:
https://genealodzy.pl/index.php?module= ... 3odzimierz
Awatar użytkownika
Mierzejewski

Sympatyk
Nowicjusz
Posty: 179
Rejestracja: pt 26 wrz 2008, 18:41
Kontakt:

Post autor: Mierzejewski »

Witajcie

Tajemnic jakie skrywa przeszłość nie zabraknie. Podczas okupacji jak i zaraz po wojnie wiele osób zacierało ślady swojej bytności. Zakładali nowe rodziny odcinając się od tego co było.
Zastanówcie się jak wiele osób dziś funkcjonuje pod przybranymi nazwiskami. W badanej przeze mnie historii osobiście spotkałem się z takim zdarzeniem gdy człowiek o nazwisku Jarosz uciekając przed branką do carskiej armii przybiera nazwisko Noruk i tworzy całkiem nową "odnogę" tej rodziny o czym między innymi pisałem tu http://mierzejewskirodzinaikrze.blogspo ... -2011.html
Sroczyński_Włodzimierz

Członek PTG
Nowicjusz
Posty: 35480
Rejestracja: czw 09 paź 2008, 09:17
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Sroczyński_Włodzimierz »

hm...jakoś tak..trochę inaczej widzę powody używania fałszywej/nowej tożsamości w czasie wojny i "tuż po" niż chęć założenia nowej rodziny i odcięcia się...;)
Bez PW. Korespondencja poprzez maila:
https://genealodzy.pl/index.php?module= ... 3odzimierz
Awatar użytkownika
Mierzejewski

Sympatyk
Nowicjusz
Posty: 179
Rejestracja: pt 26 wrz 2008, 18:41
Kontakt:

Post autor: Mierzejewski »

Sroczyński_Włodzimierz pisze:hm...jakoś tak..trochę inaczej widzę powody używania fałszywej/nowej tożsamości w czasie wojny i "tuż po" niż chęć założenia nowej rodziny i odcięcia się...;)
Nie miałem na myśli powodów jakimi się ludzie kierowali ale raczej samo zjawisko i skalę jaka może wyprowadzać na manowce wielu badaczy historii
Sroczyński_Włodzimierz

Członek PTG
Nowicjusz
Posty: 35480
Rejestracja: czw 09 paź 2008, 09:17
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Sroczyński_Włodzimierz »

a spotkałeś gdzieś badania skali zjawiska? choćby regionalnie albo środowiskowo?
Bez PW. Korespondencja poprzez maila:
https://genealodzy.pl/index.php?module= ... 3odzimierz
Awatar użytkownika
Mierzejewski

Sympatyk
Nowicjusz
Posty: 179
Rejestracja: pt 26 wrz 2008, 18:41
Kontakt:

Post autor: Mierzejewski »

Sroczyński_Włodzimierz pisze:a spotkałeś gdzieś badania skali zjawiska? choćby regionalnie albo środowiskowo?
Jeśli za pytaniem stoi tylko ciekawość, to nie

Mogę jedynie zauważyć że skoro każdy z nas, powiedzmy "bada jakąś grupę reprezentatywną" dla swojej rodziny i spotyka się z podobnym zjawiskiem to chyba coś może być na rzeczy.
Każdy bada środowisko związane z rodziną lub regionem jej występowania.
Należy zatem przypuszczać, że choć raz większość z nas spotkała się w swoich poszukiwaniach ze zmianami nazwiska z różnych powodów.
Niekoniecznie inspirowanymi chęcią odcięcia się od przeszłości.
Po co zresztą daleko szukać. Wystarczy prześledzić w internecie, choćby przykład rodziny obecnej prezydentowej.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ja i Genealogia, wymiana doświadczeń”