Tragedia rodzinna - co mogło być jej przyczyną?
Moderatorzy: elgra, Galinski_Wojciech, maria.j.nie
moim zdaniem brak higieny i czerwonka...zreszta w sierpniu jest raczej ciepło, więc warunki do rozwoju różnych bakterii wysmienite. Ameby mogły rozwinąć się w studni z wodą pitną... wystarczy nie przegotować i zatrucie murowane
Grzyby wydają mi się mało prawdopodobne, przecież nie jedli na raty, a jak chorowali to chyba nie chodzili nowych zbierać.
Grzyby wydają mi się mało prawdopodobne, przecież nie jedli na raty, a jak chorowali to chyba nie chodzili nowych zbierać.
Pozdrawiam
Paulina
Paulina
Witam.
Rok 1849, w Galicji był bardzo nieciekawym rokiem. Czytałem pewnego czasu że tragedie tego typu zdażały się dosyć często. A powód był taki: W 1846 r. miała miejsce Rzeź Galicyjska, opór chłopów był w tym roku aż tak wielki że ani ziemie dworskie ani ziemie chłopów niezostały dobrze obsiane. Ror 1847 przyniósł więc potężny głód wśród mieszkańców, do tego doszły jeszcze Epidemie. W 1848 roku jak dobrze pamiętam również było dużo przypadków epidemii wśród mieszkańców wsi. Tak złe lata były często przyczyną głody w śród mieszkańców. Występowały odnotowane sądownie przypadki KANIBALIZMU wśród mieszkańców. Mieszkańcy nie mieli co jeść. No pojawieniu się koniczyny na polach zbierano ją i gotowano, różnego typu rośliny które były nieraz trujące nawet kore z lipy zdzierano mielono i gotowano. Fakt ten też potęgowały powodzie i czeste gradobicia które szczególnie występowały w Galicji w tamtym okresie.
W tym przypadku możemy mieć wątpliwości, ponieważ czas w którym wydarzenie się rozgrywa to koniec sierpnia, więc okres żniw. Ale weźmy pod uwagę to że mogła wcześniej nastąpić jakaś powódź, gradobicie. Co zniszczyło plony, nastał więc głód. I jak najbardziej mogło być to zatrucie grzybami, ugotowanie zupy z rośliny która mogła być trująca itp. Brak higieny, upały. przyczyniły się jeszcze bardziej do zgonów. Ojciec nie koniecznie mógł umrzeć z zatrucia. Mógł dostać np. zawał, stracił czworo dzieci w tym syna, rozpacz była napewno ogromna. W mojej rodzine był również taki przypadek że umiera syn, a tydzień później umiera Jego zdrowa matka.
Pozdrawiam
Mateusz.
Rok 1849, w Galicji był bardzo nieciekawym rokiem. Czytałem pewnego czasu że tragedie tego typu zdażały się dosyć często. A powód był taki: W 1846 r. miała miejsce Rzeź Galicyjska, opór chłopów był w tym roku aż tak wielki że ani ziemie dworskie ani ziemie chłopów niezostały dobrze obsiane. Ror 1847 przyniósł więc potężny głód wśród mieszkańców, do tego doszły jeszcze Epidemie. W 1848 roku jak dobrze pamiętam również było dużo przypadków epidemii wśród mieszkańców wsi. Tak złe lata były często przyczyną głody w śród mieszkańców. Występowały odnotowane sądownie przypadki KANIBALIZMU wśród mieszkańców. Mieszkańcy nie mieli co jeść. No pojawieniu się koniczyny na polach zbierano ją i gotowano, różnego typu rośliny które były nieraz trujące nawet kore z lipy zdzierano mielono i gotowano. Fakt ten też potęgowały powodzie i czeste gradobicia które szczególnie występowały w Galicji w tamtym okresie.
W tym przypadku możemy mieć wątpliwości, ponieważ czas w którym wydarzenie się rozgrywa to koniec sierpnia, więc okres żniw. Ale weźmy pod uwagę to że mogła wcześniej nastąpić jakaś powódź, gradobicie. Co zniszczyło plony, nastał więc głód. I jak najbardziej mogło być to zatrucie grzybami, ugotowanie zupy z rośliny która mogła być trująca itp. Brak higieny, upały. przyczyniły się jeszcze bardziej do zgonów. Ojciec nie koniecznie mógł umrzeć z zatrucia. Mógł dostać np. zawał, stracił czworo dzieci w tym syna, rozpacz była napewno ogromna. W mojej rodzine był również taki przypadek że umiera syn, a tydzień później umiera Jego zdrowa matka.
Pozdrawiam
Mateusz.
-
teresa_kluba

- Posty: 165
- Rejestracja: pn 15 cze 2009, 10:54
Witam,
Jeśli dobrze odczytuję, to pytanie dotyczy parafii Czernichów nad Wisłą leżącej. Na stronie
http://oki.krakow.rzgw.gov.pl/Article.a ... &id=tppPmp
zebrane są opisy powodzi w górnym dorzeczu Wisły od jej żródeł do ujścia Sanu w ujęciu historycznym. Te opisane, katastrofalne, wielkie zniszczenia przynoszące, wydarzały się czerwcu, lipcu, sierpniu, w innych miesiącach jeśli miały miejsce, to w styczniu-lutym z powodu zatorów lodowych na rzece. Powodzie mniejsze, lokalne, podtopienia itp. a nie odnotowane, skutki dla tych, których dotknęły, przynosiły takie same i czas ich występowania być musiał podobny. Zagrożenie chorobami (epidemiami) przewodu pokarmowego (czerwonka, dur brzuszny, salmonellozy, itp.) szerzącymi się drogą pokarmową przez skażoną wodę i żywność. Nie przestrzeganie podstawowych zasad higieny, brak środków, możliwości, czy po prostu wiedzy do przeprowadzenia dezynfekcji po zalaniu chałupy, sprzętów, ubrań. Woda skażona bakteriologicznie i wszystko co się z nią zetknęło, woda do picia pobierana ze skażonej studni, potoku, rzeki. Żywność "prawie dobra" po zalaniu skażona. I grzyby też. W drewnianych chałupach podtopionych, zalanych, zawilgoconych po lipcowo-sierpniowych deszczach miały idealne warunki do szybkiego rozwoju grzyb domowy właściwy, pleśniowe i nie były (i nie są) one obojętne dla zdrowia mieszkańców. Tu, w tym konkretnym przypadku jeśli nie Wisła rozlana była przyczyną śmiertelnej, zakażnej choroby w rodzinie to pewnie, jak pisze Julian, te grzyby raz tylko jadalne.
Teresa
Jeśli dobrze odczytuję, to pytanie dotyczy parafii Czernichów nad Wisłą leżącej. Na stronie
http://oki.krakow.rzgw.gov.pl/Article.a ... &id=tppPmp
zebrane są opisy powodzi w górnym dorzeczu Wisły od jej żródeł do ujścia Sanu w ujęciu historycznym. Te opisane, katastrofalne, wielkie zniszczenia przynoszące, wydarzały się czerwcu, lipcu, sierpniu, w innych miesiącach jeśli miały miejsce, to w styczniu-lutym z powodu zatorów lodowych na rzece. Powodzie mniejsze, lokalne, podtopienia itp. a nie odnotowane, skutki dla tych, których dotknęły, przynosiły takie same i czas ich występowania być musiał podobny. Zagrożenie chorobami (epidemiami) przewodu pokarmowego (czerwonka, dur brzuszny, salmonellozy, itp.) szerzącymi się drogą pokarmową przez skażoną wodę i żywność. Nie przestrzeganie podstawowych zasad higieny, brak środków, możliwości, czy po prostu wiedzy do przeprowadzenia dezynfekcji po zalaniu chałupy, sprzętów, ubrań. Woda skażona bakteriologicznie i wszystko co się z nią zetknęło, woda do picia pobierana ze skażonej studni, potoku, rzeki. Żywność "prawie dobra" po zalaniu skażona. I grzyby też. W drewnianych chałupach podtopionych, zalanych, zawilgoconych po lipcowo-sierpniowych deszczach miały idealne warunki do szybkiego rozwoju grzyb domowy właściwy, pleśniowe i nie były (i nie są) one obojętne dla zdrowia mieszkańców. Tu, w tym konkretnym przypadku jeśli nie Wisła rozlana była przyczyną śmiertelnej, zakażnej choroby w rodzinie to pewnie, jak pisze Julian, te grzyby raz tylko jadalne.
Teresa
-
Węgrzyn_Ania

- Posty: 355
- Rejestracja: czw 26 lut 2009, 10:29
- Lokalizacja: Warszawa
W tej chwili dokładnie nie pamiętam /jestem w sanatorium/ ale chodzi o rodzinę najprawdopodobniej w Kampinosie lub Mszczonowie. Widziałam skany z urzędu gminy. Wcześniej szukałam w parafiach i nic nie mogłam znaleźć. Pamiętam, że ich śmierć nastąpiła w lutym.
Podczas wyjazdów zaglądam do genealogów i jak znajdę coś ciekawego lub prawdopodobnego zapisuję i sprawdzam po powrocie do domu bo tam mam całą dokumentację.
Podczas wyjazdów zaglądam do genealogów i jak znajdę coś ciekawego lub prawdopodobnego zapisuję i sprawdzam po powrocie do domu bo tam mam całą dokumentację.
Pozdrawiam Ania
Skap Chawłowscy Kamińscy Zień Popowicz Przybylscy Jakubowscy Dworzyńscy Moch Sawicz Wrześniewscy Milczarek Łuczkowscy Moch Ciurapińscy Godlewscy Mączyńscy Okraszewscy Pampuch Malonek
Skap Chawłowscy Kamińscy Zień Popowicz Przybylscy Jakubowscy Dworzyńscy Moch Sawicz Wrześniewscy Milczarek Łuczkowscy Moch Ciurapińscy Godlewscy Mączyńscy Okraszewscy Pampuch Malonek
- dorocik133

- Posty: 1077
- Rejestracja: śr 23 lis 2011, 18:46
- Lokalizacja: Ozorków
Tak, opisany przypadek dotyczy Parafii Czernichów a dokładniej należącej do niej wsi Zagacie, bo tam mieszkała ta rodzina.
Faktycznie rok 1847 przyniósł ogromną ilość zgonów (ponad dwa razy tyle co przeciętna), ale tylko ten jeden jedyny rok. W 1849 zgonów było stosunkowo mało. Natomiast jeszcze bardziej intryguje mnie fakt, że przy życiu pozostała matka tych dzieci i jako jedna jedyna uszła z życiem.
Może faktycznie dzieci były mniej odporne na panujące warunki sanitarne, a ojciec zmarł z innego powodu. Ale to i tak wielka tragedia, z jaką do tej pory - zajmując się genealogią - się nie spotkałam. Zdarzało się, że umierało dwoje a nawet troje dzieci w tej samej rodzinie, ale były to lata "epidemiczne".
A tutaj, gdyby zgony były spowodowane zakażeniem bakteriami, to nie dotyczyłyby tylko jednej rodziny. Jeszcze raz sprawdziłam zgony, w żadnej innej rodzinie w Zagaciu taka sytuacja się nie powtarza. Zdarzają się te same nazwiska - które są dość popularne na tym terenie - ale mieszkają w różnych domach i w innych wsiach.
Chyba że jedno dziecko zachorowało i pociągnęło za sobą pozostałe rodzeństwo.
Pozdrawiam
Dorota
Faktycznie rok 1847 przyniósł ogromną ilość zgonów (ponad dwa razy tyle co przeciętna), ale tylko ten jeden jedyny rok. W 1849 zgonów było stosunkowo mało. Natomiast jeszcze bardziej intryguje mnie fakt, że przy życiu pozostała matka tych dzieci i jako jedna jedyna uszła z życiem.
Może faktycznie dzieci były mniej odporne na panujące warunki sanitarne, a ojciec zmarł z innego powodu. Ale to i tak wielka tragedia, z jaką do tej pory - zajmując się genealogią - się nie spotkałam. Zdarzało się, że umierało dwoje a nawet troje dzieci w tej samej rodzinie, ale były to lata "epidemiczne".
A tutaj, gdyby zgony były spowodowane zakażeniem bakteriami, to nie dotyczyłyby tylko jednej rodziny. Jeszcze raz sprawdziłam zgony, w żadnej innej rodzinie w Zagaciu taka sytuacja się nie powtarza. Zdarzają się te same nazwiska - które są dość popularne na tym terenie - ale mieszkają w różnych domach i w innych wsiach.
Chyba że jedno dziecko zachorowało i pociągnęło za sobą pozostałe rodzeństwo.
Pozdrawiam
Dorota
Pozdrawiam
Dorota
Dorota
-
Węgrzyn_Ania

- Posty: 355
- Rejestracja: czw 26 lut 2009, 10:29
- Lokalizacja: Warszawa
Witam.
Czyli teoria z powodzią moze byc jak najbardziej prawdziwa. Teraz mi się nasuneła myśl że dzieci same mogły iśc do lasu szukając jakiegoś pożywienia. Znalazły grzyby, a nie mając dobrzej wiedzy, zjadły te grzyby nawet surowe. Były głodne, więc nie myślały aby jakoś je przyrzadzać lub zabrać do domu. Mogło też być takie coś że rodzice poszli żebrać po wsi, a dzieci poszły do lasu. Wróciły do domu, a że organizm każdego był inny, stąd też i te odstępy czasu pomiędzy zgonami. Brak higiemy potęgował zatrucie się organizmu. A śmierć Ojca mogła być już całkowicie inną historią. Masz pewność że nie popełnił samobójstwa np ??
Pozdrawiam.
Mateusz.
Czyli teoria z powodzią moze byc jak najbardziej prawdziwa. Teraz mi się nasuneła myśl że dzieci same mogły iśc do lasu szukając jakiegoś pożywienia. Znalazły grzyby, a nie mając dobrzej wiedzy, zjadły te grzyby nawet surowe. Były głodne, więc nie myślały aby jakoś je przyrzadzać lub zabrać do domu. Mogło też być takie coś że rodzice poszli żebrać po wsi, a dzieci poszły do lasu. Wróciły do domu, a że organizm każdego był inny, stąd też i te odstępy czasu pomiędzy zgonami. Brak higiemy potęgował zatrucie się organizmu. A śmierć Ojca mogła być już całkowicie inną historią. Masz pewność że nie popełnił samobójstwa np ??
Pozdrawiam.
Mateusz.
- dorocik133

- Posty: 1077
- Rejestracja: śr 23 lis 2011, 18:46
- Lokalizacja: Ozorków
Właśnie o samobójstwie też sobie pomyślałam, bo mógł albo nie wytrzymać psychicznie albo czuć się winnym tej tragedii. Ale było to już tak dawno temy, że jedynie możemy snuć domysły. Ojciec - jak podaje akt - zmarł o 3 nad ranem. Z żadnych akt nie jestem w stanie wywnioskować ich sytuacji materialnej, wszędzie jest podawane, że są włościanami. Może rodzice pracowali w polu (bo żebractwem na pewno się nie zajmowali, było to wtedy wyraźnie pisane w aktach), a dzieci same się pilnowały. Najstarsi mieli już po 10 i 12 lat, a w tamtych czasach miały już swoje obowiązki i pewno pomagały wychowywać młodsze rodzeństwo.
Pozdrawiam
Dorota
Pozdrawiam
Dorota
Witam,
ja w swoich poszukiwaniach znalazłem podobny przypadek.
Tarchomi rok 1918. Rodzina Więchów.Najpierw umiera Józefa matka lat 26 oraz jej mąż Piotr lat 26 (akty 92 i 93), nastęnie córka Zofia 13 miesięcy(akt 98)oraz córka Janina 5,5 roku(akt100).
Niestety nie ma skanów na szukajwarchiwach.ale jestem ciekaw co się stało.
Pozdrawiam,
Rutar
ja w swoich poszukiwaniach znalazłem podobny przypadek.
Tarchomi rok 1918. Rodzina Więchów.Najpierw umiera Józefa matka lat 26 oraz jej mąż Piotr lat 26 (akty 92 i 93), nastęnie córka Zofia 13 miesięcy(akt 98)oraz córka Janina 5,5 roku(akt100).
Niestety nie ma skanów na szukajwarchiwach.ale jestem ciekaw co się stało.
Pozdrawiam,
Rutar
Witam.
To mógła być godzina na somobójstwo. Można by jeszcze posprawdzać w księgach cmentarnych lub na rozpisie grobów. Samobójców chowano w rogach cmentarzy. Wtedy można by mieć jakąś pewnosć.
Nie chodziło mi akurat o żebractwo jako czały czas. Chodziło mi o czasowe żebranie pożywienia. Ludzie z głodu byli już tak zdesperowani że chodzili po miejscowosciach i prosili o kawałek chleba. Możliwe może też to być, że rodzice pracowali w polu a dzieci poszły gdzieś do lasu i spróbowały jakiś trujących grzybów. Nie można tego wykluczać.
Pozdrawiam .
Mateusz.
To mógła być godzina na somobójstwo. Można by jeszcze posprawdzać w księgach cmentarnych lub na rozpisie grobów. Samobójców chowano w rogach cmentarzy. Wtedy można by mieć jakąś pewnosć.
Nie chodziło mi akurat o żebractwo jako czały czas. Chodziło mi o czasowe żebranie pożywienia. Ludzie z głodu byli już tak zdesperowani że chodzili po miejscowosciach i prosili o kawałek chleba. Możliwe może też to być, że rodzice pracowali w polu a dzieci poszły gdzieś do lasu i spróbowały jakiś trujących grzybów. Nie można tego wykluczać.
Pozdrawiam .
Mateusz.
- Komorowski_Longin

- Posty: 824
- Rejestracja: czw 14 kwie 2011, 13:47
- Lokalizacja: Parafia Tarczyn
Witam
Małe sprostowanie; samobójców,topielców, a także nieochrzczone dzieci i innowierców chowano na tzw. niepoświęconym miejscu w ustronnym najmniej eksponowanym miejscu cmentarza, często w jednym z rogów. Do niedawna jeszcze około 30 lat temu w tych niepoświęcanych miejscach chowani byli wszelkiej maści "towarzysze", obecnie napisy na pomnikach taki to a taki towarzysz pozamieniano na Św. Pamięci, znam to z przykładu mojego cmentarza parafialnego.
Pozdrawiam Longin.
Małe sprostowanie; samobójców,topielców, a także nieochrzczone dzieci i innowierców chowano na tzw. niepoświęconym miejscu w ustronnym najmniej eksponowanym miejscu cmentarza, często w jednym z rogów. Do niedawna jeszcze około 30 lat temu w tych niepoświęcanych miejscach chowani byli wszelkiej maści "towarzysze", obecnie napisy na pomnikach taki to a taki towarzysz pozamieniano na Św. Pamięci, znam to z przykładu mojego cmentarza parafialnego.
Pozdrawiam Longin.
Pozdrawiam Longin
- adam.nojszewski

- Posty: 112
- Rejestracja: sob 20 paź 2007, 23:10
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
- Komorowski_Longin

- Posty: 824
- Rejestracja: czw 14 kwie 2011, 13:47
- Lokalizacja: Parafia Tarczyn
W tamtych czasach duzo dzieci sie rodzilo i duzo umieralo glownie na ospe i dezynterie. Smierc towarzyszyla im caly czas i dotyczylo to kazdej grupy wiekowej. Rzadkoscia byly przypadki dozycia powyzej 70 lat, jednak mialy miejsce zgony w poznym wieku, chocby powyzej 90 roku zycia. Stad ludzie w tamtych czasach latwiej znosili smierc bliskich, niz obecnie.
pzdr
misty69
pzdr
misty69