Helena Sokołowska była siostrą mojego prapradziadka, Stanisława Jana Sokołowskiego. Ich rodzice to Ksawery Sokołowski i Izabella Obrębska. Niestety nie byłam w stanie dotychczas odkryć, kiedy lub gdzie się urodziła lub umarła Helena. Ślub z Władysławem brała według Geneteki w 1875 r. w parafii Miedzna. Niestety akurat na ten rok nie ma księgi ślubów na stronie Szukaj w Archiwach.
Siostra mojej prababci zapisała jako prawie 90-latka wspomnienia o rodzinie. Wstawiam tu fragmenty, które mogłyby być ciekawe (choć o ile się wszystko zgadza, trudno powiedzieć):
„X.Y. Sokołowski (imienia nie znam) plenipotent majątku Lanckorońskich został zamordowany podczas Chłopskiego Powstania na Galicji. Jakoby przepiłowano go na pół, zamkniętego w dwóch ogromnych nieckach od [?] zbitych gwoździami. Czy zrobili to z braku właścicieli, czy osobiście zasłużył, nie wiadomo. A hrabiowie najczęściej przebywali zagranicą.
Żonę jego i synka Ksawerego uratowała przychylna służba. Udało jej się przedostać do Warszawy, do swoich sióstr. Miały one zasobny kram na rynku Starego Miasta.
Wkrótce matka ze zgryzoty i chorób zmarła. Ksawerka wychowały ciotki. Skończył szkołę średnią, pomologię i poszedł do pracy w kilku mniejszych dworach. Dostał się do Klucza Korczewskiego w siedleckiem, do hrabiny Ostrowskiej.
[…]
Na początku jako rządca, potem plenipotent, zdobył zaufanie i przychylność chlebodawczyni. Zaczęła mu dawać majątki w dzierżawę. Tak doszedł do pięciu.
[…]
Ożenił się z panną Izabellą Obrębską (ciotką z bocznej linii Elizy Orzeszkowej).
[…]
Ksawery bardzo kochał żonę i dzieci. Był dobrym ojcem, dbał aby pokończyły szkoły. Chciał dać chłopcom wyższe wykształcenie. Dzieci mieli siedmioro: Helenę, Stanisława, Ksawerę, Aleksandra, Marię, Kamilę i Władysława.
O Helenie (Protasiewiczowej z męża) wiem tylko, że wcześnie wyszła za mąż. Wcześnie też owdowiała (mąż popełnił samobójstwo). Miała córki Stefanię i Marię oraz syna Władysława. Żyli z dala od rodziny i nic o nich specjalnie nie wiem. Ze Stefcią był kontakt – o tym będzie w dalszym ciągu opowieści.
[…]
Smutny los ich [tzn. Stefcie Protasiewicz i jej męża Justyna Curkana] spotkał. Już po rewolucji był w Moskwie weterynarzem w wojsku. Ktoś go oskarżył, że dosypuje piasku do owsa koniom (chorowały). Była sprawa, dochodzenie. Nic nie pomogli świadkowie, że czynił to ktoś inny… Skazali go na dożywocie na Sołowiejskije Ostrowa. Stefcia pojechała za nim. Podobno zamieszkała na przeciwko więzienia, aby go widywać na spacerze. A gdy wyszedł, zamieszkali tam na zawsze.“
Mam nadzieje, ze tym mogłam trochę pomóc.
Pozdrawiam,
Julia