opowiem o moich ostatnich doświadczeniach z USC w sprawie kserokopii.
Uzupełniając dokumentację w sprawie wniosku o odpis aktu zgonu z 1956 roku, wysłałam wniosek o wydanie kilku kserokopii z aktów do USC na Smyczkowej. Kilka dni temu zadzwoniła do mnie przemiła Pani ze Smyczkowej w sprawie tego nieszczęsnego odpisu. Jakież było jej zdziwienie, że się ucieszyłam iż również te kserokopie otrzymam. "Kto Pani powiedział, że się nie wydaje kserokopii?" - to mnie zwaliło z nóg. Wyliczac czy zamilknąc? Więc dyplomatycznie się wycofałam, póki chcą wydawac i nie oponują. Jak się okazało, stanowisko USC na Smyczkowej w Warszawie jest takie - dokumenty z lat oczywiście 1907-1945 podlegają kserowaniu i takie kopie są wydawane za opłatą 5 zł. Późniejsze akty niestety podlegają tylko odpisom. To i tak coś!
W innej sprawie zadzwoniłam do Głowaczowa (Kozienice). Równie uprzejmy Pan chciał mi te kserokopie wykonac, prawdopodobnie licząc kwotę jak za normalną kserokopie kartki, więc uznał iż nie trzeba wnosic ŻADNEJ opłaty.
USC Sochaczew - tu musiałam poinformowac Kierowniczkę o tym, iż kserokopie się wydaje. Gdy to ładnie jej wyłożyłam, podpierając się pismem Rzecznika (dziękuję
USC Magnuszew - żadnych kserokopii!!!! Potem: jak Pani przyjedzie to pomyślimy. Że samochód w warsztacie to już ustąpiłam i poprosiłam o OZ aktu małżeństwa. Efekt piorunujący bo zawartośc dokumentu została mi odczytana co wywołało lawinę pracy. OZ przyszło.
Tu jest podobnie jak w przysłowiu "co kraj to obyczaj"... co USC to inny człowiek, a to tylko od tego człowieka zależy czy zechce byc człowiekiem, czy biurokratą.
Pozdrawiam
Anna Lubedkin


