Sroczyński_Włodzimierz pisze:I co: teraz będziemy iść w stronę kto nieuważnie czyta /pisze?
[...]
później dopisałeś "potencjalny" - może przez nieuwagę pisząc to co napisałeś pominąłeś i uzupełniłeś?
Nic później nie "dopisywałem" ani nie "uzupełniałem", a słowo
potencjalny było w moim poście od samego początku. Sugerowanie czegoś takiego uważam za nieuczciwe, delikatnie mówiąc.
Przeczytaj jeszcze raz uważnie wszystkie powyższe posty na ten temat. Od samego początku chodziło o osoby zidentyfikowane w teście autosomalnym, co do których rzeczywistego pokrewieństwa nie jesteśmy pewni. Tak więc w odpowiedzi na Twoje "nie rozumiem celu", wyjaśniłem Ci, że przeoczyłeś fakt, iż chodzi o
potencjalnego krewnego. Mimo tego wyjaśnienia, nadal upierałeś się przy swojej niezbyt logicznej "interpretacji" problemu.
Sroczyński_Włodzimierz pisze:ja nie wiem co to jest potencjalny kuzyn piątego stopnia
To znów jest bardzo proste i wynika w oczywisty sposób z kontekstu całej dyskusji. Taki potencjalny kuzyn 5 stopnia to ktoś, kogo autosomalny test identyfikuje jako możliwego krewniaka o tym właśnie stopniu pokrewieństwa.
Sroczyński_Włodzimierz pisze:I podtrzymuję co napisałem - nie tędy ( w szacowaniu na oko prawdopodobieństwa) droga, nie te narzędzia.
Mając hipotezę czy to bardzo formalną czy mniej - można myśleć o użyciu testów YDNA do szacowania prawdopodobieństwa.
Widzę, że nadal nie masz niestety pojęcia, o co chodziło w całej tej dyskusji, ale trudno, widocznie nie ma szans, żeby to zmienić.
Sroczyński_Włodzimierz pisze:Chyba coś nieuważnie przeczytałeś!
To ja mam udowadniać, że rozkład założony może być nieprawdziwy? Że próbka (nie wiadomo jak dobrana) jest niereprezentatwyna?
Chyba odwrotnie to działa - nie?:)
Przedstawiasz "coś" i mówisz "to odzwierciedla" - to napisz dlaczego?
Są opublikowane wyniki z kilku badań populacyjnych, w których badano próbki "ogólnopolskie" lub też dla wybranych regionów kraju, i wszystkie są mniej więcej zgodne ze sobą, wskazując na 50-60% częstości R1a w Polsce. Jest to dodatkowo poparte przez wyniki z Polskiego Projektu w FTDNA, gdzie przebadano kilka tysięcy osób. Nie znam natomiast żadnych wyników sugerujących, że częstość R1a w Polsce jest wyższa niż 60% lub niższa niż 50%. Wniosek jest dość oczywisty: nie ma podstaw by sądzić, że częstość R1a w dzisiejszej Polsce wykracza poza granice 50-60%.
Jeśli zaś chodzi o częstość R1a w Polsce sprzed II w. św. (czy też powiedzmy w XVIII/XIX wieku), to pokazałem Ci dane sugerujące, że częstość R1a wynosiła wówczas w przybliżeniu około 50%. Nie mamy oczywiście wyników żadnych badań populacyjnych dla tych wcześniejszych okresów, i nigdy nie będziemy ich mieli, ale byłoby nierozsądne zakładać (nie mając ku temu wystarczających podstaw), że częstości te w drastyczny sposób różniły się od częstości szacowanych na podstawie częstości współczesnych, częstości szacowanych na podstawie danych genealogicznych (z Projektu Polskiego), oraz znajomości procesów historycznych i dostępnych danych demograficznych. Albo więc uzasadnisz swoje twierdzenie, że częstość R1a w dawnej Polsce była drastycznie różna od powyższych szacunków, albo uznaję sprawę za zamkniętą.
Sroczyński_Włodzimierz pisze:Skąd pomysł, że R1b to z "terenu NRD"? bo teraz tak jest?
Kto pisał o R1b "z terenu NRD"? Jeśli chodzi Ci o moje szacunki dotyczące częstości R1a i R1b w dawnej populacji wschodnioniemieckiej, to wynika to nie tylko z częstości tych haplogrup na terenie dawnego NRD, ale także z ich częstości wśród dzisiejszych Niemców (klientów FTDNA) wywodzących się z terenu Polski.
Sroczyński_Włodzimierz pisze:Po prostu pomińmy kilkaset lat historii, zapomnijmy o migracjach, kolonizacji, przesunięciu granic, migracjach bezpośrednio nie zza Odry, średniowiecznych ruchach via Ruś Kijowska, wybiciu "do nogi" lub prawie Prusów, Jaćwingów, Cyganów, Żydów, fal imigracji z bardzo różnych stron świata
Niczego nie pomijajmy! Po prostu zachowajmy
zdrowy rozsądek w naszych szacunkach dotyczących tych zmian populacyjnych (i ich odzwierciedlenia w proporcjach między haplogrupami Y-DNA), a przede wszystkim umiejętnie wykorzystujmy dostępne dane, zamiast kwestionować wszelkie wcześniejsze ustalenia i sugerować wystąpienie bardzo drastycznych zmian w częstości R1a i R1b u obywateli dawnej i dzisiejszej Polski w ciągu ostatnich kilkuset lat. Na pewno duże zmiany zaszły w odniesieniu do specyficznych subkladów w ramach poszczególnych haplogrup, np. subkladów specyficznie związanych z Polakami, Żydami, Ukraińcami, Białorusinami, Litwinami/Prusami czy Niemcami, ale na poziomie głównych haplogrup (takich jak R1a czy R1b) zmiany te nie miały z pewnością tak drastycznego charakteru. Wyjątkiem mogą być tylko rzadsze główne haplogrupy, takie jak J1, J2, E1b (wszystkie stosunkowo częste w populacji żydowskiej), czy I2a-Din (co najmniej dwa razy częstsza wśród Ukraińców i Białorusinów niż wśród Polaków), ale spadek częstości tych rzadszych haplogrup miał zapewne stosunkowo nieduży wpływ na częstość dominującej haplogrupy R1a (co wynika z czystej matematyki).
Sroczyński_Włodzimierz pisze:przesuńmy obecną prawiehomogeniczność na -500lat bo trudno sobie inaczej wyobrazić?
Akurat w przypadku Y-DNA nie ma mowy o żadnej homogeniczności wśród współczesnych Polaków (i tym bardziej nie było jej 100, 200, czy nawet 1000 lat temu), tak więc Twój zarzut jest zupełnie nietrafiony. Nie wiem też jak pogodzić Twoją sugestię dotyczącą wyjątkowej homogeniczności współczesnych Polaków z wcześniejszym zarzutem dotyczącym nieuwzględniania różnic regionalnych we współczesnych badaniach populacyjnych. Wygląda to, jakbyś za wszelką cenę chciał zdyskredytować jakiekolwiek szacunki oparte na dotychczasowych wynikach.
Sroczyński_Włodzimierz pisze:Bo kilka tysięcy próbek dziś jest (i to bardzo ze sobą związanych, czasem rodzinnie, a na pewno wg zainteresowań) to na tej podstawie twierdzić, że to odwzorowuje jak było i łaskawie parę procent na zmiany?:)
Osoby należące do tej samej rodziny (rodu) są zawsze liczone jako jedna linia, co jest dość oczywiste w przypadku projektu
genealogicznego, więc dziwi mnie, że osoba z takim doświadczeniem genealogicznym mogła przypuszczać, że było inaczej. A sugestię, że istnieje być może ścisły związek między zainteresowaniami genealogicznymi i przynależnością do określonej haplogrupy, co zaburzałoby wyniki badania częstości haplogrup w grupie kilku tysięcy osób, trudno traktować poważnie. W każdym razie nie tłumaczyłoby to, dlaczego te wyniki są dziwnym trafem zgodne z wynikami badań populacyjnych.