Z serca życzę Ci powodzenia i mam nadzieję, że urok osobisty zadziała. Przeczytałam uzasadnienia Kasi i w pełni zrozumiałam co miała na myśli kobiecina, którą spotkałam przy grobie mego ojca ponad 30 lat po jego śmierci. Ta kobieta znękana problemami ze współczesnymi urzędnikami i urzędami z wielkim szacunkiem wspominała mego ojca jako urzędnika stanu cywilnego w wiejskiej gminie, który miał zawsze czas (nawet kosztem prywatnego czasu) by wydać potrzebne ludziom dokumenty. Mało tego, często musiał napisać za nich podanie, bo byli analfabetami i potrafili postawić tylko 3 koślawe krzyżyki. Dodam, że mój ojciec prowadził także pełną księgowość gminy oraz nadzorował pracę pozostałych służb gminnych jako sekretarz gminy. Przyjmując przez cały dzień pracy petentów, musiał księgowania uzupełniać siedząc po godzinach i za to miał strasznie niską pensję urzędniczą. Dlaczego tak pojmował funkcję urzędnika? Bo pracę zaczynał w 1912 roku jako pomocnik pisarza i miał wpojoną podstawową zasadę: TO URZĄD JEST DLA PETENTA, A NIE ODWROTNIE! Współcześni urzędnicy są źle przygotowani do swojej pracy, a świstek z uczelni nie jest miarodajny do tego czy dana osoba nadaje się do pracy z petentami przychodzącymi do urzędu. Poza suchą literą prawa jest jeszcze empatia, a jeśli tego brakuje to petent odbija się od wrogo nastawionej urzędniczej ściany.
Pozdrawiam serdecznie
Janka


