Strona 18 z 44

: wt 25 cze 2013, 20:33
autor: Krzysztof29
Akt urodzenia nr 75 z 8 stycznia 1862 r. Parafia św. Krzyż w Warszawie:
Stawiła się Rozalia Raciborska dyżurna kołyski lat 47 mająca w Warszawie w szpitalu Dzieciątka Jezus zamieszkała, w obecności Ignacego Zaniewskiego lat 45 i Pawła Adamskiego lat 44 mających, służących w tymże szpitalu zamieszkałych i okazała nam dziecię płci żeńskiej dnia wczorajszego o godzinie pierwszej z południa do kołyski instytutu Dzieciątka Jezus złożone dni cztery mieć mogące, miejsca urodzenia i rodziców niewiadomych. Dziecięciu temu na chrzcie św. dziś odbytym nadano imię Genowefa nazwisko Lubomirska, rodzicami jej chrzestnymi byli Marcin Mściwojewski z Weroniką Raczkowską. Akt ten przeczytany stawającej i świadkom, przez nas podpisany został. Stawająca z świadkami nie piszą.

Zastanawiające jest dlaczego podrzuconemu do okna życia dziecku nadano nazwisko jednego z najbardziej znanych rodów książęcych w Polsce. Jaki mógł być cel tego zabiegu? Czy chciano może tym samym w jakiś sposób wynagrodzić temu dziecku fakt porzucenia przez rodziców nadając mu książęce nazwisko? Ustawa o ochronie nazwisk historycznych wtedy nie istniała jak widać. Ciekawe jakie były dalsze życiowe losy Genowefy Lubomirskiej? O ile oczywiście dożyła średniego wieku i być może założyła rodzinę. Po zamążpójściu otrzymała inne nazwisko. Ale pomyślmy, że jakiś genealog dociera do swojej pra...babki, a ona z domu Lubomirska! Znając życie zaraz najdą takiego człowieka myśli o arystokratycznym rodowodzie przodków ;)

: śr 26 cze 2013, 01:09
autor: enora
Coś chyba jest na rzeczy, jeśli chodzi o to wynagradzanie. Już był tu kiedyś wątek na temat nazwisk dzieciaczków z Dzieciątka Jezus - Genowefa nie jest wyjątkiem, z reguły otrzymywały one ładne, "szlacheckie" nazwiska. Jakby chciano zatrzeć owo niewiadome pochodzenie.

Niestety, jeśli Genowefa miała rzeczywiście 4 dni, to jej szanse na przeżycie w czasach przed wynalezieniem mleka modyfikowanego i rozpowszechnieniem zwyczaju zachowywania przy przygotowywaniu niemowlęcych posiłków niemalże sterylnej czystości, były raczej nikłe :(.

Pozdrawiam,
Eleonora

: śr 26 cze 2013, 06:06
autor: Komorowski_Longin
Witam
Nawiązując do wypowiedzi Krzysztofa; brzmienie nazwiska świadczy tylko o fonetyce, pochodzenie nawet od "źródła" nie było pewne, znane jest powiedzenie "zapatrzyła się na...", a nasz dzielny Jagiełło to dopiero ma licznych potomków, jest ich w Polsce 9310 osób. Nadawanie imion i nazwisk zależało od fantazji księdza bo to ksiądz raczej decydował i być może kierował się swoją słabością do tego nazwiska i nie wiązał bym tego z "wynagradzaniem". Myślę też że nasi przodkowie nie byli tacy próżni i nazwisko służyło przede wszystkim do określenia osoby a nie jej pozycji, jest bowiem wiele nazwisk szlacheckich chłopsko - brzmiących i nie przynosiło to ujmy osobie z takim nazwiskiem, tak jak i teoretyzując Genowefie jeśli została żebraczką nie dodało splendoru, raczej naraziło ją na drwiny.

Pozdrawiam Longin.

: śr 26 cze 2013, 07:15
autor: Sawicki_Julian
Witam, w dawnych czasach jeśli się urodził np. Lubomirski (a) to od razu mu się kłaniała służba i na pewno rodzina nie pozwoliła na ośmieszanie dziecka ( nazwiska) nieślubnego, mogli się nim zająć i wychować.
Teraz w demokracji może urodzić się nawet np. Złotnicki i syn prezydenta, jeśli nie będzie miał szkoły, będzie najwyżej pracownikiem fizycznym, a np. Gnoiński, ale będzie profesorem, czyli Panem Profesorem ; pozdrawiam - Julian

: śr 26 cze 2013, 07:52
autor: Komorowski_Longin
Witam
Nie chciałbym wchodzić w politykę, ale Julianie jesteś w błędzie to właśnie dzisiaj w tzw. demokracji potworzyły się kliki zwane pięknie korporacjami gdzie zaszczyty, profity, stanowiska, przekazuje się z pokolenia na pokolenie. Dzisiaj syn czy córka np. lekarza, adwokata, komornika, prezydenta, archeologa, aktora czy innej profesji nie bacząc czy ma do tego predyspozycje, obowiązkowo powiela zawód - zajęcie rodziciela.
Jeśli chodzi o niechciane dzieci to tylko w dużych ośrodkach jak np. Warszawa były przytułki, na wsiach dzieci po prostu podrzucano, z tym że podrzucone dziecko nie było odrzucone a wychowane jak swoje. Nie zdarzało się aby nie przyjęto podrzuconego dziecka, jeszcze w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku mój teść sprawdzał rano czy na progu nie ma podrzutka, bo trzeba by je przyjąć i wychować, dzisiaj dziecko jest często śmieciem wyrzuconym do zsypu...
Pozdrawiam Longin.

: śr 26 cze 2013, 16:45
autor: Krzysztof29
enora pisze:Coś chyba jest na rzeczy, jeśli chodzi o to wynagradzanie. Już był tu kiedyś wątek na temat nazwisk dzieciaczków z Dzieciątka Jezus - Genowefa nie jest wyjątkiem, z reguły otrzymywały one ładne, "szlacheckie" nazwiska. Jakby chciano zatrzeć owo niewiadome pochodzenie.
Szukałem tego wątku, ale nie mogłem znaleźć :(
Co do tej Genowefy Lubomirskiej to jej aktu zgonu nie było, chyba więc udało jej się przeżyć niemowlęctwo, ale co dalej?

: śr 26 cze 2013, 16:52
autor: dorocik133
Ja też szukałam aktu zgonu i nie znalazłam, ale część dzieci "Dzieciątkowych" zostawała oddawana na wychowanie na wsie w okolicach Warszawy i sporo niestety umierało. Więc trudno powiedzieć cokolwiek o jej losach.

Pozdrawiam
Dorota

: śr 26 cze 2013, 23:08
autor: Barbara_Domagała
To prawda, nawet dalej, pod Łodzią spotkałam sporo dzieci przygarniętych na wychowanie z tego szpitala. Teraz jak próbuję sobie przypomnieć te akty, to z tego co pamiętam, w zgonach nie podawano (przynajmniej tam) ich nazwisk. Było tylko imię i u kogo na wychowaniu. Mowa o połowie XIX w.

Pozdrawiam,
Basia

: czw 27 cze 2013, 09:03
autor: Słomińska_Dominika
No właśnie też miałam o tym napisac. Piszecie wyżej, że dzieciom nadawano nazwiska, jednak w indeksowaniu takie dzieci przeważnie grzebane są bez nazwiska lub jako "szpitalne". Jak się to ma do tego nadawania nazwisk?

: czw 27 cze 2013, 09:25
autor: dorocik133
Co prawda ten temat nie ma za wiele wspólnego z absurdami i kiksami, ale skoro już mowa o nazwiskach dzieci nieślubnych, to różnie to bywało. Z tego co pamiętam z indeksacji parafii podwarszawskich dzieci te raczej miały nazwiska, choć było wyraźnie napisane, że "Dzieciątkowe". Wśród zgonów w Parafii św. Krzyża też dzieci miały nazwiska.
Czasami w innych parafiach zdarzało się, że ksiądz wpisywal imię dziecka z adnotacją "bez nazwiska". Ale w większości przypadków dziecko nosiło po prostu nazwisko matki i z takim potem stawało na ślubnym kobiercu.

Pozdrawiam
Dorota

: czw 27 cze 2013, 09:36
autor: Sroczyński_Włodzimierz
Nie rozwijając (z nadzieją, że przeniesie się do odpowiedniego tematycznie wątku) - bez określenia (czy tez podziału) jakiego okresu dotyczy zjawisko i oparcia się na dokumentach, próby generalizowania, syntezy są bardzo ryzykowne. I skutkujące powieleniem mitów dość odległych od rzeczywistości (np sugestia o wysokiej umieralności dzieci z Dz. Jezus wychowywanych poza Warszawą -wysoka w porównaniu z? umieralnością w Dz. Jezus w Warszawie? dziećmi w Warszawie? dziećmi urodzonymi i wychowywanymi w tych samych okolicach?)
A trochę bardziej w kierunku -co absurdalnego jest w nazwisku? Jakby innych Lubomirskich (istniejących także w genetece) niż "ci Lubomirscy" nie było.

: sob 29 cze 2013, 05:36
autor: adam.nojszewski
A propos - metryka 31:
http://metryki.genealodzy.pl/metryka.ph ... 28-033.jpg
"Marianna wychowanica Szpitala Dzieciątka Jezus, lat 5", bez nazwiska

A tu ciekawie (83):
http://metryki.genealodzy.pl/metryka.ph ... 77-084.jpg
"Marianna wychowanka Józefy Pekocinskiej przez nią z Szpitala Dzieciątka Jezus wzięta opatrzona naszyjnikiem nr 48 z roku 1854"
To chyba na osobny wątek zasługuje?

: sob 29 cze 2013, 09:43
autor: dorocik133
Adamie!
Ja nic dziwnego w tych metrykach nie widzę. Dzieci oddane do szpitala były właśnie zaopatrywane w naszyjniki z numerkami i wiele tak spisanych aktów zgonów widziałam. Taka była praktyka

Pozdrawiam
Dorota

: sob 29 cze 2013, 11:17
autor: adam.nojszewski
Dla mnie dziwne, bo w okolicach które wcześniej sprawdzałem nie natknąłem się na ani jeden zapis tego typu. A tu ich jest całkiem sporo. Nie wszystkie dzieci maja numerki, ciekaw tez jestem, czy w dniu ślubu występowały pod nazwiskiem przybranych rodziców (o ile dożyły), i czy odnotowywano ten numerek.

: sob 29 cze 2013, 12:16
autor: Komorowski_Longin
Witam
dorocik133 pisze:Adamie!
Ja nic dziwnego w tych metrykach nie widzę. Dzieci oddane do szpitala były właśnie zaopatrywane w naszyjniki z numerkami i wiele tak spisanych aktów zgonów widziałam. Taka była praktyka

Pozdrawiam
Dorota
Tak jak napisała Dorota, a czy ksiądz wpisał nr w akcie zgonu to zależało tylko od niego. Indeksując około warszawskie parafie dość często natrafiałem na wpisy dzieci ze Szpitala Dz. Jezus z numerami jak i bez numerów, z nazwiskami jak i bez nazwisk. To samo dotyczy ślubów są wpisy tylko z imienia z adnotacją o pochodzeniu ze Szpitala Dz. Jezus jak i z nazwiskiem własnym albo osoby wychowującej. Tych przypadków są setki jak nie tysiące na przestrzeni lat, i nie ma w tym nic nadzwyczajnego, taka była praktyka.

Pozdrawiam Longin.