Witam!
Szukam informacji o losach mojego pradziadka, który w kwietniu 1927 roku popłynął do Kanady i nigdy nie wrócił do Polski.
Wiem, że przez kilka lub nawet kilkanaście lat(nie wiem dokładnie ile) utrzymywał kontakt z rodziną.
Któregoś dnia przysłał bilety na statek Batory dla prababci(jego żony) i trójki dzieci, ale nie popłynęli, ponieważ prababcia nie chciała zostawić swojej matki samej(dla niej nie było biletu).
Po roku urodzenia praprababci -1857 można szacować, że było krótko przed wojną albo zaraz po niej.
Potem ten kontakt się urwał. Wówczas moja prababcia(jego żona) i babcia(jego synowa) szukały go przez Ambasadę oraz Polski Czerwony Krzyż, ale bez skutku. Jednak były to inne czasy, zarówno politycznie jak i technologicznie…
Korespondencja od pradziadka przychodziła prawdopodobnie z Winnipeg i Toronto, ale nikt z rodziny nie jest pewny na 100% a samych listów nie udało się jeszcze odnaleźć, żeby to potwierdzić.
Jakiś czas temu udało mi się znaleźć listę pasażerów statku Melita z kwietnia 1927
https://search.ancestry.com/cgi-bin/sse ... cessSource a na niej pradziadka.
Z listy pasażerów można odczytać, że miejsce przeznaczenia V.D.C.K(Verein für Deutsch Canadier Katholiken - nazwa organizacji, która pomogła mu się dostać do Kanady) i część adresu 439 Main Str.
Jest to adres w Winnipeg, pod którym ww. organizacja miała wówczas biura, ale z tego, co wiem z innch żródeł, rozpadła się w czasie II wojny, albo krótko po niej a ludzie, których "przerzuciła' do Kanady zostali pozostawieni sami sobie...
Gdzie więc szukać dalszych informacji - gdzie żył w Kanadzie? -kiedy zmarł i gdzie został pochowany? -czy miał tam jakąś rodzinę?.
Istnieje w rodzinie taka "historia" losów pradziadka, która sprawia wrażenie nie do końca prawdziwej i nie jest to tylko moje odczucie - wszyscy(nawet prababcia tak uważała) są zdania, że mógł mieć drugą rodzinę za oceanem.
Historia ta była taka, że jakiś czas po tym jak kontakt się urwał, prababcia otrzymała informację, że:
pradziadek był nadzorcą(albo kimś podobnym) na plantacji KAWY i próbował przemycić kontener z kawą do Polski, ale został złapany i skazany na roboty przy wycince drzew gdzie zginął przygnieciony jednym z nich...
Może i mogłoby to być prawdziwe, ale plantacja kawy w Kanadzie? Poza tym gdyby był nadzorcą albo kimś podobnym musiałby znać angielski albo francuski, chyba że..pracowałby gdzieś gdzie były tylko osoby niemiecko- lub polskojęzyczne. Oprócz polskiego znał tylko niemiecki - urodził się w zaborze pruskim.
No i po co miałby przemycać tyle kawy do Polski? A jeśli jednak to może nie kawę jako kawę a coś innego, co miałaby zamaskować(kawa świetnie maskuje zapachy)??
I czy nie byłoby napisane o czymś takim w lokalnych gazetach?
Wątpliwości dodaje jeszcze jedna sprawa:
Prababcię na krótko przed jej śmiercią w 1982 odwiedził jakiś mężczyzna, który rozmawiał z nią w cztery oczy na temat pradziadka, ale ona nigdy nikomu nie powtórzyła tego, co jej powiedział.
Jedynie skwitowała wszystko jednym, krótkim stwierdzeniem - "Kariery nie zrobił".
Skoro jednak ten człowiek przyjechał do niej specjalnie zza oceanu to musiał mieć ku temu naprawdę DOBRY POWÓD.
Ponieważ rozmawiał z prababcią w cztery oczy, musiał mówić po polsku i/lub niemiecku - podobnie jak pradziadek, prababcia urodziła się w zaborze pruskim i tylko te języki znała.
Jak rozwikłać tę zagadkę? Gdzie szukać informacji?
Bardzo proszę o pomoc
Informacje na temat pradziadka, które udało mi się zdobyć do tej pory:
Imię: Józef, ale może być pisane również Jozef(tak widnieje w akcie urodzenia), Josef lub Joseph
Nazwisko: Bieda (istnieję jakaś możliwość sprawdzenia, czy tego nazwiska nie zmienił?)
Data urodzenia: 28 Luty 1899
Miejsce urodzenia: Nojewo woj. wielkopolskie
Ojciec: Jan Bieda
Matka: Stanisława Werner