Strona 4 z 5

: sob 22 kwie 2023, 21:55
autor: Sroczyński_Włodzimierz
o co chodzi z tym obywatelstwem?
jak się to pojęcie zjawiło w tej odnodze wątku? i co to "nowa forma obywatelstwa"? o co chodzi? po co się to pojawia? najwyraźniej rozmywa

Nie rozumiem co stoi za rozumowaniem "z zasady jest niedobrym"
Każda definicja, określenie granic jest wykluczające. Każde pojęcie jest wykluczające - to rozszerzanie zastosowania poza to zdefiniowane jest czymś rozmywającym, prowadzącym do nieporozumień a i często do "niedobrych" efektów.
Wielokulturowość to model najczęściej prowadzący do życia odrębnego. Szczególnie (a tak jest często) gdy choć jedna kultura jest "wykluczająca" - nie przewiduje włączenia. Ani elementów kultury, ani członków spoza. Próba stanowienia i egzekucji prawa cywilnego, uniwersalnego w takich odrębnych społecznościach musi wiązać się z łamaniem niezgodnych "uwarunkowań kulturowych" w jakimś zakresie. Przywileje dla grup w RP nie w pełni odpowiadały "postulatom", były kompromisem - pozwalającym na współistnieje ale jednak jakieś wspólne minimum było. Czasem wbrew składowym kulturom.
Gorzej albo lepiej to się udawało, ale model nie był tożsamy z dzisiejszym rozpowszechnionym rozumieniem "mulikulturowości".
Można dyskutować na ile jednak był to tygiel, tj nowe z wielu czynników. Jakiś model pośredni raczej - w dzisiejszych pojęciach (często przedstawianych jako tygiel vs multiq) się nie mieścił. Był dużo bardziej inkluzywny dla pewnych składowych i pozostawiał autonomiczność. Zbyt dużą - w dłuższym horyzoncie uderzającą w słabszą większość autonomicznych składowych. Tak sądzę.

Wydawało mi się, że to Ty wspomniałaś o obu stronach granicy, siłach powietrznych rzeszy etc:) ale OK , postaram się bez odniesień do zewnętrznego, dzisiejszego rozumienia pojęć "mniejszość narodowa". I bez takich prób spojrzenia "a jak to bywa inaczej, gdzie indziej". Ale dla jasności: nie poruszałem kwestii czy i jak obecnie państwo niemieckie decyduje o tym kto jest Niemcem - wspomniałem o negowaniu istnienia mniejszości polskiej w Niemczech, co sprowadza się do, "uznanie że żyją tacy na obszarze, ale nie wiąże się to z prawami mniejszości narodowej".

Re: Czy kontakt z genealogią podważył jakiś mit?

: sob 22 kwie 2023, 22:11
autor: MonikaNJ
Lakiluk pisze:
MonikaNJ pisze:Fraza "bez urodzenia trudno zyskać tożsamość narodową" to wybacz ale jest patetyczne.
Patetyczne?
To było prozaiczne, bo to był banał.

MonikaNJ pisze:Oczywiście, że piszemy o ludziach urodzonych i to urodzonych w określonej rodzinie, kręgu kulturowym. Dałam przykłady ludzi urodzonych w tych samych rodzinach i utożsamiających się z różną przynależnością.
Przykłady : Bambrzy w Poznaniu -ludność napływowa z Saksonii , brali udział w Powstaniu Wielkopolskim (z wyjątkami) , nie podpisywali volkslisty (z wyjątkami) czuli się obywatelami polskim( w większości) i dlatego walczyli z Niemcami.
Czucie obywatelstwa jakiegoś państwa to już chyba dla mnie abstrakcyjny poziom samoświadomości, abym mógł to pojąć. Chylę czoła.

Skoro to nie sprawa urodzenia (środowiska), a "serca", to znaczy, że się tacy już urodzili?

Mimo własnych tradycji (jak sprzeciw wobec przemocy) wśród mennonitów, których pochodzenie przez wieki się zacierało, tuż przed wojną zyskiwała na popularności czystość rasowa, dominacja kulturowa, które były propagowane przez Niemców.
MonikaNJ pisze:Drugi przykład dotyczył braci urodzonych na Ukrainie ( kresach polskich) i jeden utożsamiał się z kulturą ukraińską a drugi z polską.
Syn Polaka i Rusinki (nie mylić z Ukrainką) potrafił zamordować ojca, bo ten był Polakiem.

Czy w obu przypadkach to była kwestia "serca" czy środowiska w jakim żyli?
A może jeszcze coś innego, czego nie można spłycić do romantycznego wyobrażenia?

MonikaNJ pisze:P.S. pisanie z małej litery : Litwin, Ślązak jest łagodnie pisząc niegrzeczne.
Niegrzeczne to jest zwracanie komuś uwagi odnośnie pisowni, a samemu nie stosować chociażby reguł dot. znaków interpunkcyjnych. Używanie rusycyzmów ("z małej litery") mogłoby być dzisiaj postrzegane także jako niegrzeczność.

Skoro tak bardzo podkreślasz, że jesteś tolerancyjna wobec osób innych tożsamości, to uszanuj moją tożsamość językową, która wyraża się przez odrębność językową, i nie doszukuj się w tym niegrzeczności.
zatem twój banał wydał mi się podniośle napisany, co nie wyklucza że bez sensu z tematem.
Ktoś kto czuje się Polakiem nie znaczy, że musiał urodzić się w polskiej rodzinie. No ale to dla ciebie abstrakcja.
Co do rodziny z Ukrainy nie napisałam, że byli z mieszanej rodziny. Środowisko ma duży wpływ na świadomość i wybór, i nie ma to nic wspólnego z romantycznością.
Hahaha zrównywanie interpunkcji z pisaniem, z premedytacją małą literą tego, co powinno być pisane wielka literą!


Włodek,
No teraz, to ja się zdziwiłam , wydawało mi się, że zarzuciłeś mi wprowadzenie nowej formy obywatelstwa????
Wykluczenie jest według mnie wyrazem pejoratywnym, no ale mogę mieć inny pogląd na ten temat.
Nie będę się spierać - wielokulturowość, jest OK
Co do Ślązaków wspomniałam o Czechach i walkach o granicę - nawet w obrębie jednej rodziny.
Niemiecki lotnik był z Warmii i wyciągnął wuja z KL Pomiechowo na Mazowszu; choć to był wtedy rejon wcielony do Rzeszy.

Re: Czy kontakt z genealogią podważył jakiś mit?

: sob 22 kwie 2023, 23:00
autor: Sroczyński_Włodzimierz
"Zarzuciłem " wprowadzenie obywatelstwa w dyskusję jako elementu zbędnego.
"Wykluczenie" - niestety, muszę to przyznać - od dłuższego czasu tak jest używane.
Bez określenia granic, kryteriów nie ma definiowania.
Może jest OK, ale mogę mieć zdanie, że współistnienie kultury karzącej śmiercią w państwie, które odrzuciło karę główną może rodzić problemy? Podobnie z małżeństwami sześciolatek i konsumpcją związku?
Mi specjalnie romskie batożenia żon nie przeszkadzało (Ok, batożenia nie widziałem -pobicia owszem) ale to dlatego, że czułem się zwolniony z reakcji ze względu na młody wiek
To także jest wielokulturowość w odróżnieniu od tygla - uznanie, że każdy system (wręcz cywilizacyjny) jest do zastosowania na tym samym terenie, w tym samym czasie.
Nie tylko kilak rodzajów knajpek na jednej ulicy.
Osiedlający się (osiedlani?) musieli uznać pewien wspólny mianownik, przyciąć w sobie pewne zachowania. Uznać "My tego tu nie robimy"..nie wiem "nie palimy czarownic?"
nawet ten co przybywał rządzić (przynajmniej nominalnie:) podpisywał "pacta conventa" - nie?
Tak, wiem że o Czechach, pomyślałem że można traktować i Czechy i Niemcy równoważnie jak o jednym państwie , to i o drugim:) ale nie wracajmy do tego fragmentu.

Był taki żart o tym jak skin małej dziewczynce życie uratował- przestał ją kopać. Chwała mu (jak i członkowi L-waffe), ale ...

Re: Czy kontakt z genealogią podważył jakiś mit?

: sob 22 kwie 2023, 23:31
autor: MonikaNJ
Sroczyński_Włodzimierz pisze:"Zarzuciłem " wprowadzenie obywatelstwa w dyskusję jako elementu zbędnego.
"Wykluczenie" - niestety, muszę to przyznać - od dłuższego czasu tak jest używane.
Bez określenia granic, kryteriów nie ma definiowania.
Może jest OK, ale mogę mieć zdanie, że współistnienie kultury karzącej śmiercią w państwie, które odrzuciło karę główną może rodzić problemy? Podobnie z małżeństwami sześciolatek i konsumpcją związku?
Mi specjalnie romskie batożenia żon nie przeszkadzało (Ok, batożenia nie widziałem -pobicia owszem) ale to dlatego, że czułem się zwolniony z reakcji ze względu na młody wiek
To także jest wielokulturowość w odróżnieniu od tygla - uznanie, że każdy system (wręcz cywilizacyjny) jest do zastosowania na tym samym terenie, w tym samym czasie.
Nie tylko kilak rodzajów knajpek na jednej ulicy.
Osiedlający się (osiedlani?) musieli uznać pewien wspólny mianownik, przyciąć w sobie pewne zachowania. Uznać "My tego tu nie robimy"..nie wiem "nie palimy czarownic?"
nawet ten co przybywał rządzić (przynajmniej nominalnie:) podpisywał "pacta conventa" - nie?
Tak, wiem że o Czechach, pomyślałem że można traktować i Czechy i Niemcy równoważnie jak o jednym państwie , to i o drugim:) ale nie wracajmy do tego fragmentu.

Był taki żart o tym jak skin małej dziewczynce życie uratował- przestał ją kopać. Chwała mu (jak i członkowi L-waffe), ale ...
Aha! ok choć pewnie dla tamtych walczących nie było to zbędne, ale dość istotne, którego państwa będą obywatelami (nie będę dalej wprowadzać tego określenia).
Zgoda, wielokulturowość ale w ramach prawa(nie łamania prawa) polskiego. Zupełnie nie mam pojęcia o romskiej kulturze. To wstyd, ale na swoją obronę mam jedynie stwierdzenie, iż nie leży w kręgu historii mojej rodziny.
Postaram się tę ignorancję nadrobić.
Nie umniejszam zbrodni Niemców, tylko dlatego że jeden z nich zachował się przyzwoicie i uratował (ryzykując życie) Polaka. Takich przypadków w mojej rodzinie było kilka. Chciałam jedynie uzmysłowić, że oni też bywali przyzwoici, jak każdy człowiek jeśli może i chce.

: sob 22 kwie 2023, 23:42
autor: Sroczyński_Włodzimierz
aa...nie sądziłem, że nas oceniasz jako tych, którym można/należy uzmysławiać takie rzeczy - i jak poprzednio - serio "uczyli Cię, że wszyscy Niemcy to wrogowie"?
..a dookoła ..a dookoła sami dobrzy Niemcy to przed moim urodzeniem z Dudka, ale nie była to reakcja na wciskanie narracji o enerdówku etc ?

Narzucenie prawa obcego dla danej kultury, prawa wynikającego z innej to już nie jest takie "multi" - bo jest jakiś model dominujący (typu "jest nas więcej" "byliśmy tu pierwsi") który narzuca, któremu trzeba się podporządkować - choćby częściowo, nawet jeśli to "obce" jest sprzeczne.
W wersji lajtowej "świnki jemy, piesków nie jemy" ale już z "nie za bardzo z halal / koszernością w rzeźniach" może być trudno się pogodzić nie łamiąc kultury wymagającej takich procedur przy żywieniu.
Może być "nie sikamy do kominków, jemy widelcami" by pozostać w Europie:)

: ndz 23 kwie 2023, 00:11
autor: MonikaNJ
Serio! uczyli mnie że wszyscy Niemcy to wrogowie. Matka tego uratowanego z obozu a babcia mojej mamy, przez trzy miesiące nie odzywała się do mojej rodzicielki, gdy ta pojechała na wycieczkę szkolną do Niemiec. Ta sama prababka "nakazała" uczyć mnie dwóch języków : niemieckiego i rosyjskiego, ponieważ język wrogów należy znać:-)
Na szczęście młodsze pokolenia miały inne podejście. Nie mam pojęcia jak zareagowałaby na wiadomości, że jej przodkowie byli kolonistami niemieckimi :-)
Nikogo nie oceniam w myśl radosnej maksymy : nie oburzaj się, nie oceniaj ale zrozum.
Pytałeś, więc odpowiedziałam co zburzyła genealogia w postrzeganiu wyuczonych mitów i stereotypów. Wiem, że o nieco inne tematy chodziło. Nie zrozumiałam zamysłu.
Nie wiem czy powinnam się wypowiadać , ponieważ nie jadam zwierząt- żadnych. Nie sądzę aby było narzucaniem czegoś co już istnieje (prawo) zanim pojawi się nowa kultura i ma tego świadomość, ale mogę się mylić.

: ndz 23 kwie 2023, 00:28
autor: Sroczyński_Włodzimierz
OK, przyjmuję. Nawet nie w wersji "tak to zapamiętałaś" ale, że faktycznie tak Cię uczono.
Uznaję, że "niby blisko, ale daleko":) Tzn że mieliśmy inne doświadczenia.
Ale to
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/ ... _-_02A.jpg
"HITLEROWCY' (nie wiem czy hitlerowcy czy nie Hitlerowcy:) nie "Niemcy" to wspólne doświadczenie?:) i jakoś tak sądzę, że to nei dla poszerzenia sprawców o nieniemiecką część

Ja nie mówię "to dobrze, że świnki jemy" - wręcz to był przykład na różne, tak samo (nie?)dopuszczalne? postrzeganie. Ale różne. Trudno..będzie mocniej "eutanazja i aborcja - tak, ale kara śmierci podczas wojny za zbrodnie wojenne - nie"
Albo inaczej - w obrębie jednej cywilizacji , "nie hodujemy kur w blokach, grilla na balkonie nie palimy, nie sikamy w bramach, śmieci do pojemników od razu, bez nocnego kompostowania na klatce schodowej ale dzień dobry/szczęść boże w windzie jest OK - niekoniecznie pełna anonimowość. A cisza nocna w rozsądnym wymiarze czy brak remontów w niedzielę to nie opresja religijna"

a gdzieś pośrodku głosowanie 25 letniej Polki w Wolnych Wyborach do Senatu czy 25 letniej Szwajcarki w Appenzell Innerrhoden w tym samym czasie...czy też "no taxation without representation" 17 latka w US kupującego coś w sklepie z podatkiem
To nie tak, że "wyższość , spójność etc" Chodzi o możliwość stosowania sprzecznych ze sobą, a czasem bardzo ważnych dla grup.

Wiesz do czego dążę. Są spójne systemy, zakaz kościołów w Arabii Saudyjskiej zgrzytał (patrząc z zewnątrz), ale zakaz sierocińców prowadzonych przez siostry zakonne niekoniecznie - skoro sierot nie ma, tzn że system lepszy chyba.
Nie tyle chodzi o wyższość (czasem to bardzo względne) ale o niemożność współistnienia w pełni, tj jeśli chcieć zachować 100% oryginalności. To nie jest wymysł, to są problemy przodków. I, jak się zdaje, model w I RP był w miarę udany, choć nie idealny. Ani tygiel, ani multikulti

Re: Czy kontakt z genealogią podważył jakiś mit?

: ndz 23 kwie 2023, 12:07
autor: Lakiluk
MonikaNJ pisze:zatem twój banał wydał mi się podniośle napisany, co nie wyklucza że bez sensu z tematem.
Bez sensu to było napisanie, że to patetyczne. Ewidentnie nie rozumiesz słów, których używasz.
MonikaNJ pisze:Ktoś kto czuje się Polakiem nie znaczy, że musiał urodzić się w polskiej rodzinie. No ale to dla ciebie abstrakcja.
Bijesz teraz w chochoła, którego stworzyłaś.

MonikaNJ pisze:Co do rodziny z Ukrainy nie napisałam, że byli z mieszanej rodziny. Środowisko ma duży wpływ na świadomość i wybór, i nie ma to nic wspólnego z romantycznością.
Ale wg ciebie to nie sprawa urodzenia, a "serca", więc sama sobie zaprzeczasz.

MonikaNJ pisze:Hahaha zrównywanie interpunkcji z pisaniem, z premedytacją małą literą tego, co powinno być pisane wielka literą!
Twój ból jest lepszy niż mój

: pn 24 kwie 2023, 09:38
autor: MonikaNJ
Sroczyński_Włodzimierz pisze: Nie tyle chodzi o wyższość (czasem to bardzo względne) ale o niemożność współistnienia w pełni, tj jeśli chcieć zachować 100% oryginalności. To nie jest wymysł, to są problemy przodków. I, jak się zdaje, model w I RP był w miarę udany, choć nie idealny. Ani tygiel, ani multikulti
To dobre podsumowanie. Nie ma idealnych rozwiązań(mam tego świadomość); żeby współistnieć potrzebna jest "chęć" przynajmniej większości i jeszcze parę innych rzeczy- chociażby szacunek. Kłopoty często wynikają z niewiedzy lub strachu przed nieznanym. Dla przykładu, z tych mniej drastycznych: do frustracji mogą doprowadzić nawet pory posiłków i związane z tym godziny otwarcia restauracji w rejonach np. frankońskich.
Też uważam, że I RP była modelem w miarę udanym choć nieidealnym.

: pn 24 kwie 2023, 11:33
autor: Jagiello_Michal
Trochę mi szkoda, że tak ciekawy wątek szybko rozdrobnił się na wytykanie sobie błędów ortograficznych i drobne złośliwości.... Jaki mit w moim przypadku podważył kontakt z genealogią? Mit, że z podręczników do historii poznajemy Historię. Podręcznik uczy faktów, dat i ciągu przyczynowo-skutkowego na poziomie państwa. To nie przemawia do wyobraźni, nie budzi emocji. W szkole z podręcznika uczyłem się o bloku, administracji i kolejnych gospodarzach domu. Nic nie wiedziałem o zwykłych lokatorach, a przecież to oni byli i są materią Historii. Odkryłem ich, czytając tysiące metryk urodzin, chrztów, ślubów i zgonów pokoleń zwykłych ludzi. Każdy zapis metrykalny to było kilkadziesiąt lat życia jakiegoś człowieka, jego miłości, radości i smutków, ciężkiej pracy. To on tworzył Historię, dziedzictwo, które po nim zostało.
Cała moja rodzina wywodzi się z Wileńszczyzny. W poszukiwaniu przodków zanurzyłem się w tych wszystkich Popiszkach, Ejszyszkach, Kukawkach, Jagiełłowszyzyznach... i nagle inaczej przemówił do mnie "Pan Tadeusz", "Nad Niemnem", a i "Noce i dnie". Obrazek: w małym zaścianku pod Turgielami, niecała setka mieszkańców, w tej samej parafii mieszka rodzina o tym samym nazwisku. Różne są imiona rodziców dzieci, ale nie ma cudów - musieli być spokrewnieni. Tym bardziej, że nawzajem byli sobie świadkami na chrzcinach i ślubach. W podręcznikach czytam: "Po Powstaniu Listopadowym władze carskie wprowadziły wobec Polaków restrykcje i represje". W szkole nie zastanawiałem się, co to znaczy - wiadomo, zsyłali na Sybir. A metryki przemawiają do mnie po nazwisku - pierwsze dzieci w zaścianku w 1842 r. były dziećmi "urodzonych", a więc szlachty. Kolejne, w 1846 i 1848 - dziećmi "jednodworców", ludzi pozbawionych szlachectwa. Dziadek, urodzony w 1892 r., był już tylko synem "pracowitych" - chłopów. W pierwszej połowie XIX w. moi zaściankowcy mieli jeszcze kawałek ziemi i nawet służącą (jedną). Dziadek wyuczył się kowalstwa i ślusarstwa.
Grzebanie w metrykach pozwoliło mi zrozumieć Historię lepiej niż podręczniki. Zamarzyło mi się, żeby genealogia stała się przedmiotem szkolnym jako uzupełnienie lekcji historii. :)

: pn 24 kwie 2023, 11:42
autor: Sroczyński_Włodzimierz
Jestem dość krytyczny jeśli chodzi o zinstytualizowaną edukację (choć cenię szkoły, do których "chadzałem";) - wprowadzenie genealogii w większym zakresie niż jest obecna niesie ryzyka ubicia resztek zainteresowania - jak w przypadku wielu innych przedmiotów/dziedzin. W tym historii. Tzn jeśli w ramach obowiązku nauczania byłaby wprowadzana.
Spokojnie z rozdrabnianiem, zegar nie tyka, da się wrócić do meritum. Kontynuacja takich odnóg, dziczek w dość luźnych tematach - o ile mamy czas na wniknięcie co chcieliśmy napisać jest chyba bardziej pozytywna. Pozostawianie bez komentarza siałaby mitami:)

: pn 24 kwie 2023, 11:51
autor: Jagiello_Michal
Miałem na myśli raczej koła zainteresowań. Nikt oczywiście nie zmusi młodego człowieka do badań nad przeszłością swojej rodziny - ale można go przekonywać, że to ciekawe zajęcie. Sam zacząłem grzebać w przeszłości, bo mój Ojciec ubolewał, że znał tylko dziadków, a już pradziadkowie byli dla niego "czarną dziurą". Nadrobiłem w jego imieniu zaległości :)

: pn 24 kwie 2023, 12:05
autor: MonikaNJ
Z mojej strony nie było wytykania błędów ortograficzny (ponieważ sama je robię) choć oczywiście do tego zostało to sprowadzone. Napisanie małą literą : Litwin, Ślązak jest niegrzeczne tym bardziej, że w tym samym poście Polak zostało napisane wielką, więc to zamysł świadomy. I tyle.

: pn 24 kwie 2023, 12:43
autor: Jagiello_Michal
Bardzo zainteresowała mnie dyskusja o Ślązakach i kwestii polskości. Obrazek z lat minionych: jednostka wojskowa w Ciechanowie, rok 1975. Jeden z żołnierzy na tzw. zajęciach politycznych powiedział, że chociaż mówi po polsku i jest obywatelem Polski, to czuje się Ślązakiem i z takim Ciechanowem nie ma nic wspólnego. Dwaj politrucy zaczęli uczyć go polskości... Siedzieli na szczytach dwóch pagórków na poligonie, odległych od siebie o 200 metrów. Ganiali chłopaka tam i z powrotem w pełnym oporządzeniu (broń, plecak plus wszelkie wojskowe bambetle w plecaku) i w masce p-gaz. Na zmianę zadawali pytanie: "No co, czujecie się już Polakiem?" A ja miałem w pamięci opowiadanie mojej mamy z Wilna, jak w 1944 r. na progu domu dziadków zastała pięciu młodych ludzi w same bieliźnie. - "My są Ślązoki. My uciekli z wehrmachta" - usłyszała. Mama była sanitariuszką w 3 Wileńskiej Brygadzie AK u "Szczerbca", po kilku dniach przeprowadziła ich "do partyzantów". Przez te kilka dni ukrywali się w nieczynnej rurze wodociągowej razem z rodziną żydowską i trzema Rosjanami - jeńcami, zbiegłymi z niewoli niemieckiej. Cała dzielnica wiedziała o tych ukrywających się, wszyscy ich dokarmiali i nikt nie wydał... W tym Ciechanowie krew mnie zalała. Byłem plutonowym podchorążym, wziętym na rok do wojska po studiach w ramach Szkoły Oficerów Rezerwy. Dowodziłem plutonem. Chłopak był z mojego plutonu. Zrobiłem wściekłą awanturę politrukom, chociaż byli wyżsi stopniem. Człowiek nie może inaczej reagować na podłość.... Zagroziłem, że zamelduję o ich praktykach Jaruzelskiemu (akurat był w pułku, bo szykowała się wizyta Gierka na 9 Maja, Dzień Zwycięstwa). O dziwo wystraszyli się i odpuścili Ślązakowi. Rozmawiałem z nim potem - był wnukiem powstańca śląskiego, ale PO PROSTU CZUŁ SIĘ Ślązakiem, a dopiero potem Polakiem. Moja babcia, wilnianka, też przede wszystkim mówiła o sobie "ja zawsze była wileńska, tutejsza". Może wielką ojczyznę, Polskę, ma się w duszy, a tę małą, "tutejszą" w sercu? I nie ma w tym sprzeczności...

: pn 24 kwie 2023, 13:04
autor: MonikaNJ
Jagiello_Michal pisze:Bardzo zainteresowała mnie dyskusja o Ślązakach i kwestii polskości. Obrazek z lat minionych: jednostka wojskowa w Ciechanowie, rok 1975. Jeden z żołnierzy na tzw. zajęciach politycznych powiedział, że chociaż mówi po polsku i jest obywatelem Polski, to czuje się Ślązakiem i z takim Ciechanowem nie ma nic wspólnego. Dwaj politrucy zaczęli uczyć go polskości... Siedzieli na szczytach dwóch pagórków na poligonie, odległych od siebie o 200 metrów. Ganiali chłopaka tam i z powrotem w pełnym oporządzeniu (broń, plecak plus wszelkie wojskowe bambetle w plecaku) i w masce p-gaz. Na zmianę zadawali pytanie: "No co, czujecie się już Polakiem?" A ja miałem w pamięci opowiadanie mojej mamy z Wilna, jak w 1944 r. na progu domu dziadków zastała pięciu młodych ludzi w same bieliźnie. - "My są Ślązoki. My uciekli z wehrmachta" - usłyszała. Mama była sanitariuszką w 3 Wileńskiej Brygadzie AK u "Szczerbca", po kilku dniach przeprowadziła ich "do partyzantów". Przez te kilka dni ukrywali się w nieczynnej rurze wodociągowej razem z rodziną żydowską i trzema Rosjanami - jeńcami, zbiegłymi z niewoli niemieckiej. Cała dzielnica wiedziała o tych ukrywających się, wszyscy ich dokarmiali i nikt nie wydał... W tym Ciechanowie krew mnie zalała. Byłem plutonowym podchorążym, wziętym na rok do wojska po studiach w ramach Szkoły Oficerów Rezerwy. Dowodziłem plutonem. Chłopak był z mojego plutonu. Zrobiłem wściekłą awanturę politrukom, chociaż byli wyżsi stopniem. Człowiek nie może inaczej reagować na podłość.... Zagroziłem, że zamelduję o ich praktykach Jaruzelskiemu (akurat był w pułku, bo szykowała się wizyta Gierka na 9 Maja, Dzień Zwycięstwa). O dziwo wystraszyli się i odpuścili Ślązakowi. Rozmawiałem z nim potem - był wnukiem powstańca śląskiego, ale PO PROSTU CZUŁ SIĘ Ślązakiem, a dopiero potem Polakiem. Moja babcia, wilnianka, też przede wszystkim mówiła o sobie "ja zawsze była wileńska, tutejsza". Może wielką ojczyznę, Polskę, ma się w duszy, a tę małą, "tutejszą" w sercu? I nie ma w tym sprzeczności...
Michale, dziękuję. Tym opowiadaniem (bardzo pięknym) opisałeś to co ja próbowałam przekazać ( i wyszło na to, że niezbyt udolnie) czego nauczyła mnie genealogia regionalna.