Virg@ pisze:MatjaszZeZboisk pisze: Zamiast czytać książki fantazy jakiegoś Janickiego, Leszczyńskiego, Pobłockiego, Ruszera, czy innych ... działających w ... moderacja, polecam poczytać konkretne źródła...
Wybór źródeł do badań w tym względzie jest szeroki. Oprócz polecanych przez Ciebie sądowy ksiąg wiejskich, to np.: akta stanu cywilnego, parafialne księgi metrykalne, inwentarze folwarczne, księgi poborowe…
Istnieje też bogata literatura przedmiotu. Zapewne musiałeś zapoznać się z szeregiem książek dotyczących omawianej problematyki aby móc wyrobić sobie wyważoną opinię o niektórych z nich. Miło by było, abyś zamiast wymyślać autorom od „wykolejonych fantastów”, przytoczył najcenniejsze, w Twojej ocenie, pozycje.
Łączę serdeczne pozdrowienia –
Lidia
No bo to są książki fantazy i pisarze z gatunku fantazy czy ci się to podoba czy nie.

Miło by było gdyby, któryś z tych fantastów odwoływał się chociażby do wcześniej wspomnianych ksiąg sądowych wiejskich zamiast zmieniać jedynie narrację znanych i oklepanych źródeł. Badania prowadzone przez historyków nad przeszłością ludności wiejskiej po schyłkowej fazie PRL-u nie należały do najpopularniejszych, ale w ostatnich latach powstają coraz to nowe prace stricte naukowe, np. prof. Michała Kopczyńskiego czy książki Tomasza Wiślicza z zakresu historii gospodarczej i historii społecznej. Mamy pracę Mateusza Wyżgi o mobilności na wsi, Małgorzaty Kołacz-Chmiel o życiu chłopki na wsi. Jest duża praca Mikołaja Szołtyska o rodzinie w państwie polsko-litewskim. Bez wątpienia mamy w ostatnich latach wysyp prac pisanych niekoniecznie przez historyków, ale kulturoznawców, antropologów, socjologów. To nawiązanie do literatury światowej, w której problem "ludu" podejmowany jest bardzo często. Pójście za tą modą nie zawsze jest roztropne. Nie mam nic przeciwko temu, żeby pisać historię ludową. Problem polega tylko na tym, żeby robić to inaczej, tzn. nie wracać do starych, marksistowskich klisz, które zostały już wyeksploatowane w latach 50. i 60. One również w dużej mierze stanowiły opisywane przypadki statystyczne. Dla mnie pewnym wzorcem pisania o dziejach warstw ludowych są prace Edwarda Thompsona o klasie robotniczej angielskiej i wiele innych jego szkiców na temat czasów wczesnonowożytnych. Inne przykłady udanej historii ludowej to Christopher Hill i jego The World Turned Upside Down oraz Eric Hobsbawm i Primitive Rebels. Ich metody byłyby ciekawe do zastosowania w Polsce i wciąż jest to do zrobienia, tylko wymaga wieloletniego zanurzenia się w archiwach. Wtedy takie narracje można byłoby opowiadać, ale trzeba to budować od początku.
Zestawienie niewolnictwa amerykańskiego z naszą pańszczyzną to absurd. Jeżeli z czymś niewolnictwo amerykańskie można zestawić, to z sytuacją robotników w zakładach włókienniczych w Lancashire na przełomie XVIII i XIX wieku. Nigdy w systemie pańszczyźnianym nie istniała taka kontrola wydajności pracy, do jakiej dochodziło na południu Stanów Zjednoczonych, gdzie organizacja pracy, tzw. gang system, powodowała, że można było dokładnie kontrolować wydajność. Służył do tego cały skrupulatny system księgowy. W epoce nowożytnej zupełnie tego nie było. To różnica epoki, ale na terenach Polski w XIX w. również taki system nie istniał. Poza tym księgi sądowe wiejskie prowadzone od XIV czy XV wieku pokazują, że kmiecie już w czasach feudalnych mogli kupować i sprzedawać gospodarstwa za zgodą czy nawet bez zgody dziedzica wsi. W wielu dziejopisach, przywilejach lokacyjnych uznawano kmieci, zagrodników i innych poddanych za dziedzicznych właścicieli swoich gospodarstw. Pomimo tego, że ich gospodarstwa znajdowały się w dobrach ziemskich ich panów i bez względu na to czy świadczyli z tych gospodarstw czynsze w pieniądzu, w produktach czy w odrobku na pańskim polu. To była danina, renta feudalna, a nie jakieś tam mityczne "niewolnictwo". Tyle i aż tyle. Przecież Księstwo Liechtenstein to też prywatne dobra ziemskie i jednocześnie poddani księcia mają swoje domy i grunty na własność, pomimo że znajdują się w jego księstwie. Niewolnik na plantacji bawełny nie miał nawet takich praw. Nie był żadnym poddanym, lennikiem, kmieciem, zagrodnikiem itd. Tylko właśnie niewolnikiem. Więc z czym tu polemizować? "Chłopo-niewolnik" to ideologia, mit, fantazy. Inaczej tego nazwać się nie da. Ta chłopo-ideologia jest już naprawdę męcząca, wręcz sekciarska.
Oczywiście nie bronię pańszczyzny. Była jaka była, wiemy to np. od Janka Muzykanta. Choć nie we wszystkich dobrach tak wyglądała. Są różne opisy jak mieszkańcy wsi sobie z nią radzili i do niej podchodzili. Natomiast system ten stwarzał pewną formę współżycia między panem, a poddanym. Myślę, że w pracach tak ogólnych, jak ta Janickiego czy Leszczyńskiego mamy do czynienia ze dystansowaniem się od akademickiego sposobu uprawiania nauki.
Trudno jednak nie krytykować oczywistych błędów. Przez tych dwóch fantastów często używany jest termin: „system pańszczyźniany”, co stanowi historycznie złą nazwę. Nie można powiedzieć, że pańszczyzna była systemem. Stanowiła jeden z kilku elementów, które wchodziły w układankę całego systemu społeczno-gospodarczego dawnej Polski. Pańszczyzna była jednym z elementów, drugim, dominacja jednej grupy społecznej, jaką stanowiła szlachta wpływająca na gospodarkę i politykę. Słabość miast to zaś trzeci element, ale było ich znacznie więcej. U nas zaś, gdy używa się słowa „pańszczyzna”, wszystko wrzuca się do jednego worka, bez podania klarownych definicji, jakie elementy wchodzą w ten system, które są ważniejsze, a które mniej. Podsumowując, w tym ludowym dziennikarstwie historycznym nie ma jasnych definicji, a anachronizm goni anachronizm. Nie wiem tylko, czy to ma znaczenie dla osób nieposiadających historycznego wykształcenia. Oczywiście Janicki czy Leszczyński obok swojego fantazy pisali też trochę prawdy np. o tym, że odrabiano pańszczyznę - bo odrabiano, albo że piło się w karczmie - bo piło. Naprawdę odkrywcze. Np. te cytaty Lelewela, które pojawiają się w fantazy Leszczyńskiego, to ja znałem zanim Leszczyński te swoje wypociny przelał na papier. W skrócie - nuda.
Pozdrawiam. Jakub.