Posiadanie jakiegoś wyróżnika osobistego lub rodzinnego, w tym: szlachectwa dziedzicznego i osobistego; tytułu honorowego bądź naukowego; herbu, gmerku, exlibrisu, itp. znaków własnościowych, od wieków były i nadal są pożądane w społeczeństwach całego świata:
https://bazhum.pl/bib/article/107488/
Między innymi, właśnie tym u wielu można tłumaczyć pielęgnowanie swojej tradycji szlacheckiej, bądź u innych noszących polskie nazwisko "szlacheckie" chęć udowodnienia, że ich przodkowie należeli do stanu szlacheckiego.
Rzetelnie przeprowadzone badania genealogiczne i oczywiście uczciwie ich zinterpretowanie, czasami potwierdzają to założenie badawcze, ale w wielu przypadkach doprowadzają do fałszerstw genealogicznych na linii herb-szlachectwo. Te zjawiska były już wielokrotnie omawiane, także na tym forum, więc je postawiam bez dalszego komentarza.
Natomiast, starałem się wychwycić w nielicznych publikacjach, co nadal u wielu powoduje tak negatywne nastawienie do tych, którzy zajmują się genealogią szlachecką w Polsce. I raczej, nie chodzi tu o naukowców zajmujących się tematem, ale o osoby nazwijmy je "prywatne". Będą, to ci, którzy podejmują wątek swojego faktycznego bądź domniemanego pochodzenia szlacheckiego na forach, poruszają ten temat wśród znajomych, itd. Najczęściej wytyka się im: poczucie izolacji od społeczeństwa (alienacja), snobizm, egoizm, ciasnotę poglądów, czy chwalipięctwo mające na celu wywyższenie się. Wobec tych osób często dochodzi do: ostracyzmu, niechęci, zazdrości, a nawet nienawiści.
Tego typu zjawiska w obecnej przestrzeni genealogicznej, podobno mają swoje korzenie w walce klasowej, która setkami lat wzrastała na glebie stosunków feudalnych. M.in.: niewolnictwo, poddaństwo, skrajna bieda, czy postponowanie, doprowadziły do:
- rewolucji francuskiej, gdzie w latach 1789-1799 miało zostać straconych do 35 000 osób;
- rzezi galicyjskiej, podczas której wymordowano około 3 000 osób, sprzedając okupantowi głowy złapanych szlachciców;
- rewolucji październikowej, która pochłonęła ponad 250 000 straconych ofiar, poza 15 milionami, które zginęły w trakcie walk. Na bazie ideologii marksistowsko-leninowskiej, piewcy czerwonego terroru głosili "By pozbyć się naszych wrogów, musimy stworzyć własny socjalistyczny terror. W tym celu będziemy musieli pociągnąć za sobą 90 ze 100 milionów Rosjan i mieć ich po swojej stronie. Nie mamy nic do powiedzenia pozostałym 10 milionom; będziemy musieli się ich pozbyć";
- stalinizm poszedł w dorżnięciu watahy jeszcze dalej, gdyż szacuje się, że pochłonął w Rosji do 40 mln ofiar. Jakże niewiele wobec tej liczby, ma się ok. 50 000 osób zmarłych i zamordowanych w wyniku tego terroru w Polsce;
- rewolucji kulturalnej w Chinach, w wyniku której śmierć poniosło ok. 20 ml ludzi, a dziesiątki milionów straciły wolność, majątek lub padły ofiarą tortur i upokorzeń.
Wychodzi więc na to, że likwidując fizyczne lub depcząc psychicznie, dotychczas upokarzani w ten sposób odreagowywali swoje wielowiekowe frustracje wobec uprzywilejowanych. Przy tym można zauważyć, że hitleryzm nie niszczył swojej arystokracji i szlachty, tak jak robił to bolszewizm.
Na fali haseł demokracji, tolerancji i liberalizmu, spójrzmy nieco życzliwszym okiem na tych piewców szlachetczyzny, bo chyba nie są oni groźni dla ideologii internacjonalizmu.