Wydobyty z niebytu
: pn 25 mar 2019, 10:04
Kilka miesięcy temu w wątku https://genealodzy.pl/index.php?name=PN ... c&p=458709
szukałem informacji o Kazimierzu Andruku bratanku mojego pradziada Piotra. Poszukiwania te przyniosły znakomity efekt. Poza rodzinnym zawiera szereg ciekawych informacji stąd uznałem, ze warto nimi się podzielić.
Przez długi czas nie byłem pewien czy Kazimierz istniał naprawdę, nie mogłem go potwierdzić –poza urodzinami w 1862 roku-w księgach metrykalnych. Istniał raczej w rodzinnej legendzie.. Według niej Kazimierz był profesorem gimnazjum (na pewno nie białostockiego, bo to sprawdziłem w dokumentach, a najpewniej żadnego tylko jakiejś szkoły elementarnej). Uczestniczył rzekomo w tajnym nauczaniu, w wyniku czego musiał uciekać przed carskimi represjami (istniejąca rodzinna wersja głosiła, że groziło mu zesłanie na Sybir) do Francji, gdzie słuch o nim zaginął.
Powyższa wersja obowiązywała do 2018 roku. Dzięki umieszczeniu w internecie inwentarzy Archiwów a przede wszystkim pomocy Pań: Grażyny, Krystyny i Ireny oraz Michała dotarłem do mnóstwa dokumentów o Kazimierzu przechowywanych w Archiwach w Łodzi i Lublinie. Z mitycznego stał się jednym z najlepiej udokumentowanych
Kazimierz był rzeczywiście nauczycielem . Uczył się daleko od Wólki, w seminarium nauczycielskim w Wejwerach, koło Kowna , Tam w 1866 założono to seminarium. Przygotowanie do zawodu trwało trzy lata. Przyjmowano tam głównie młodzież chłopską litewskiego pochodzenia, ale kształcono również młodzież polską. Jednym ze sposobów zdobycia wykształcenia i otrzymania uprawnień do pracy w jednoklasowej szkole było tzw. „kształcenie domowe” uzupełniane na zjazdach w Wejwerach. I prawdopodobnie tak było w przypadku Kazimierza. Naukę rozpoczął w 1879 roku. Uczył się dzięki rządowemu stypendium .Świadectwo ukończenia uzyskał 15 czerwca 1883 roku. Na świadectwie z większości przedmiotów figuruje ocena zadowalająca. 6 października złożył przysięgę na wierna służbę imperatorowi Aleksandrowi III
Został skierowany do pracy daleko od Wólki. Do Niegowonic ,wtedy w gminie Rokitno Szlacheckie, w powiecie Będzin, w pobliże ówczesnej granicy rosyjsko pruskiej . Pracę rozpoczął 15 października z wynagrodzeniem 190 rubli rocznie. Zamieszkał w budynku szkolnym.
Skierowanie do szkoły tak daleko (z Cesarstwa Rosyjskiego do formalnie odrębnego Królestwa Polskiego) zdaje się wynikało z tego że w Królestwie brakowało nauczycieli znających język rosyjski - a ten był językiem wykładowym we ówczesnych szkołach- ale jednocześnie znających język polski, niezbędny do komunikowania się z uczniami Polakami.
Nie do końca jasne ale albo już w 1889 roku albo raczej w 1892 roku jego zobowiązania z tytułu otrzymywanej pomocy stypendialnej w seminarium nauczycielskim w Wejwerach wygasły. Uzyskał prawo wyboru szkoły jako miejsca pracy. Niestety brakuje informacji gdzie pracował w latach późniejszych. Ta wiedza pojawia się w teczce osobowej z AP w Lublinie. Znajdujemy tam informacje że w 1906 roku jest nauczycielem jednoklasowej szkoły w Woli Skomorowskiej (koło Lubartowa) . Wiadomo, ze rocznie zarabiał tam 300 rubli. W 1907 obejmuje obowiązki nauczyciela w pobliskiej Luszawie, a później (w 1909)w szkole w Tarkowicy (tez w powiecie lubartowskim)
Większość dokumentów to korespondencja w władzami szkolnymi, dotycząca służby nauczycielskiej, wynagrodzenia, relacji z wójtami . Z pozyskanych dokumentów nie ma żadnej przesłanki pozwalającej sądzić aby założył rodzinę . Natomiast wiadomo z nich że podpada na zdrowiu, traci powoli wzrok. Potwierdza to okulista z Kijowa , profesor Belajew, który zakazał mu czytania i pisania W latach 1915 i 1916 nie jest już czynnym nauczycielem, Nie wiadomo z jakich powodów (na bieżenstwo jeszcze za wcześnie, zaczęło się w lipcu) w lutym 1915 roku trafia do Moskwy. Jest nawet jego adres do korespondencji Piatnickaja ulica, Czernigowskij zaułek, dom 4d , mieszkanie 18.
W swoim piśmie prosi o wypłacenie wynagrodzenia za lata 1915 i 1916,którego nie otrzymał. Utrzymuje się jedynie z pożyczek w kasie Biura Centralnego (prawdopodobnie chodzi tu o instytucje pomocy beżeńcom i poszkodowanym w wojnie . Ale jednocześnie Kazimierz pisze, że żadnych pieniędzy ewakuacyjnych nie otrzymał . Z dopisków na podaniu wynika, że podjęto decyzję aby wynagrodzenie za 1916 rok wydać po przedstawieniu zaświadczenia lekarskiego. Natomiast jeśli chodzi o rok1915 jest adnotacja, że wynagrodzenia za ten czas wypłacić nie mogą.
Jakie były dalsze losy Kazimierza nie wiadomo. Do Polski nie wrócił , najpewniej w Moskwie zmarł. Nadchodził czas rewolucji, który nie dawał dużych szans przetrwania samotnemu kalece.
Genealogicznie bardzo interesujące jest to że w korespondencji do niego w końcowych latach używane jest nazwisko Andruk Mogilewski. Ten problem „prawdziwości” nazwiska pojawiał się w tamtych latach także wśród innych członków rodziny. Zaskakujące jest jednak to że w przypadku Kazimierza człon Mogilewski pojawił się w urzędowej korespondencji.
I kończąc - przypadek opisywanego tu Kazimierza stanowi przykład , że genealogia to nie tylko metryki.
szukałem informacji o Kazimierzu Andruku bratanku mojego pradziada Piotra. Poszukiwania te przyniosły znakomity efekt. Poza rodzinnym zawiera szereg ciekawych informacji stąd uznałem, ze warto nimi się podzielić.
Przez długi czas nie byłem pewien czy Kazimierz istniał naprawdę, nie mogłem go potwierdzić –poza urodzinami w 1862 roku-w księgach metrykalnych. Istniał raczej w rodzinnej legendzie.. Według niej Kazimierz był profesorem gimnazjum (na pewno nie białostockiego, bo to sprawdziłem w dokumentach, a najpewniej żadnego tylko jakiejś szkoły elementarnej). Uczestniczył rzekomo w tajnym nauczaniu, w wyniku czego musiał uciekać przed carskimi represjami (istniejąca rodzinna wersja głosiła, że groziło mu zesłanie na Sybir) do Francji, gdzie słuch o nim zaginął.
Powyższa wersja obowiązywała do 2018 roku. Dzięki umieszczeniu w internecie inwentarzy Archiwów a przede wszystkim pomocy Pań: Grażyny, Krystyny i Ireny oraz Michała dotarłem do mnóstwa dokumentów o Kazimierzu przechowywanych w Archiwach w Łodzi i Lublinie. Z mitycznego stał się jednym z najlepiej udokumentowanych
Kazimierz był rzeczywiście nauczycielem . Uczył się daleko od Wólki, w seminarium nauczycielskim w Wejwerach, koło Kowna , Tam w 1866 założono to seminarium. Przygotowanie do zawodu trwało trzy lata. Przyjmowano tam głównie młodzież chłopską litewskiego pochodzenia, ale kształcono również młodzież polską. Jednym ze sposobów zdobycia wykształcenia i otrzymania uprawnień do pracy w jednoklasowej szkole było tzw. „kształcenie domowe” uzupełniane na zjazdach w Wejwerach. I prawdopodobnie tak było w przypadku Kazimierza. Naukę rozpoczął w 1879 roku. Uczył się dzięki rządowemu stypendium .Świadectwo ukończenia uzyskał 15 czerwca 1883 roku. Na świadectwie z większości przedmiotów figuruje ocena zadowalająca. 6 października złożył przysięgę na wierna służbę imperatorowi Aleksandrowi III
Został skierowany do pracy daleko od Wólki. Do Niegowonic ,wtedy w gminie Rokitno Szlacheckie, w powiecie Będzin, w pobliże ówczesnej granicy rosyjsko pruskiej . Pracę rozpoczął 15 października z wynagrodzeniem 190 rubli rocznie. Zamieszkał w budynku szkolnym.
Skierowanie do szkoły tak daleko (z Cesarstwa Rosyjskiego do formalnie odrębnego Królestwa Polskiego) zdaje się wynikało z tego że w Królestwie brakowało nauczycieli znających język rosyjski - a ten był językiem wykładowym we ówczesnych szkołach- ale jednocześnie znających język polski, niezbędny do komunikowania się z uczniami Polakami.
Nie do końca jasne ale albo już w 1889 roku albo raczej w 1892 roku jego zobowiązania z tytułu otrzymywanej pomocy stypendialnej w seminarium nauczycielskim w Wejwerach wygasły. Uzyskał prawo wyboru szkoły jako miejsca pracy. Niestety brakuje informacji gdzie pracował w latach późniejszych. Ta wiedza pojawia się w teczce osobowej z AP w Lublinie. Znajdujemy tam informacje że w 1906 roku jest nauczycielem jednoklasowej szkoły w Woli Skomorowskiej (koło Lubartowa) . Wiadomo, ze rocznie zarabiał tam 300 rubli. W 1907 obejmuje obowiązki nauczyciela w pobliskiej Luszawie, a później (w 1909)w szkole w Tarkowicy (tez w powiecie lubartowskim)
Większość dokumentów to korespondencja w władzami szkolnymi, dotycząca służby nauczycielskiej, wynagrodzenia, relacji z wójtami . Z pozyskanych dokumentów nie ma żadnej przesłanki pozwalającej sądzić aby założył rodzinę . Natomiast wiadomo z nich że podpada na zdrowiu, traci powoli wzrok. Potwierdza to okulista z Kijowa , profesor Belajew, który zakazał mu czytania i pisania W latach 1915 i 1916 nie jest już czynnym nauczycielem, Nie wiadomo z jakich powodów (na bieżenstwo jeszcze za wcześnie, zaczęło się w lipcu) w lutym 1915 roku trafia do Moskwy. Jest nawet jego adres do korespondencji Piatnickaja ulica, Czernigowskij zaułek, dom 4d , mieszkanie 18.
W swoim piśmie prosi o wypłacenie wynagrodzenia za lata 1915 i 1916,którego nie otrzymał. Utrzymuje się jedynie z pożyczek w kasie Biura Centralnego (prawdopodobnie chodzi tu o instytucje pomocy beżeńcom i poszkodowanym w wojnie . Ale jednocześnie Kazimierz pisze, że żadnych pieniędzy ewakuacyjnych nie otrzymał . Z dopisków na podaniu wynika, że podjęto decyzję aby wynagrodzenie za 1916 rok wydać po przedstawieniu zaświadczenia lekarskiego. Natomiast jeśli chodzi o rok1915 jest adnotacja, że wynagrodzenia za ten czas wypłacić nie mogą.
Jakie były dalsze losy Kazimierza nie wiadomo. Do Polski nie wrócił , najpewniej w Moskwie zmarł. Nadchodził czas rewolucji, który nie dawał dużych szans przetrwania samotnemu kalece.
Genealogicznie bardzo interesujące jest to że w korespondencji do niego w końcowych latach używane jest nazwisko Andruk Mogilewski. Ten problem „prawdziwości” nazwiska pojawiał się w tamtych latach także wśród innych członków rodziny. Zaskakujące jest jednak to że w przypadku Kazimierza człon Mogilewski pojawił się w urzędowej korespondencji.
I kończąc - przypadek opisywanego tu Kazimierza stanowi przykład , że genealogia to nie tylko metryki.