Moją pierwszą sentymentalną podróż odbyłam w 2011.roku. Rok wcześniej odnalazłam w Słonimie wujeczną siostrę mojego ojca. Zupełnie przypadkowo przeczytałam Jej artykuł w internecie, nie wiedząc, że to krewna, wszak zbieżność nazwisk może być przypadkowa.
W planie miałam odwiedzenie miejsc urodzenia rodziców.
Dawniej miasteczko, dziś wieś Dworzec k. Mołczadzi i Nowogródka, to strona ojczysta, zaś Iwacewicze, strona macierzysta. Co prawda rodzice mamy pochodzili z Mazowsza, ale mama urodziła się i do lat nastoletnich tam mieszkała oraz chodziła do szkoły.
Gdy postawiłam po raz pierwszy stopę na dawnej ulicy Kościelnej , przy której mieszkali dziadkowie i dorastał mój ojciec , czułam ducha przeszłości, gdy weszłam na teren kościoła pw. św. Antoniego z Padwy oczami wyobraźni widziałam ojca i jego rodzeństwo przystępujące do sakramentów.
W Iwacewiczach z nostalgią i dumą patrzyłąm na zachowaną bryłę dawnego hotelu dla kolejarzy, który wraz ze swoimi pracownikami zbudował mój dziadek.
Dopiero co rozpoczęłam przygodę z genealogią, nie miałam prawie żadnego dokumentu i zaledwie jedno zdjęcie rodziców ojca zrobione w Jekaterynosłąwiu. Dziś wiem o przeszłości rodziny całkiem sporo,są i dokumenty, choć nie tyle , ile bym chciała.
Przewodnikiem po historii rodziny był mój stryj Romuald (1932-2018), a od czasu poznania cioci Leonardy Rewkowskiej ( 19.08.1939 - 19.08.2020)

, także i ona.
Potem były jeszcze dwie wyprawy śladami przodków. W 2014. i 2019.roku.
Być tam i nie pojechać do Nowogródka, zwłaszcza, że w rodzinie ojca był kult wieszcza... niemożliwe. Pojechałam, zobaczyłam, a w drodze powrotnej....:"Ktokolwiek będziesz w Nowogródzkiej stronie,/ do Płużyn ciemnego boru wjechawszy/ Pomnij zatrzymać swe konie, by się przypatrzeć jezioru..." przypatrzyłam się i ja Świtezi.
W ubiegłym roku wybrałam się do Dworca i Iwacewicz w pojedynkę, aby spokojnie kontemplować ...
Wędrowałam wiec znów ulicą Kościelną (dziś Nowogródzka), przystanęłam przed miejscem, w którym kiedyś stał dom dziadków, na starym i uporządkowanym cmentarzu chodziłam wśród nielicznych pozostałych kamieni nagrobnych z zatartymi napisami, po muldach , będących pozostałością po ziemnych mogiłach. To na tym cmentarzu spoczywają moi przodkowie po mieczu od 1790.roku.
Z ubolewaniem patrzyłam na ślady wyciętych starych drzew wokół kościoła, które przypuszczalnie pamiętały moich pradziadków.
Przystanęłam na chwilę przy jedynym zachowanym przedwojennym budynku domu ludowego, miejsca krzewienia kultury w miasteczku.
Skąpałam stopy w pokrytej rosą bujnej trawie nad ulubioną rzeką taty Mołczadką.
W Iwacewiczach , krążyłam po kwartale, w którym był dom mojej mamy. nikt nie umiał mi powiedzieć, gdzie jest dawna ulica Kolejowa. Odnalazłam Leśną, która była połączona z Kolejową....pooddychałam fluidami przeszłości, wyobraziłam sobie mamę i ciocie ,idące przez tory wąskotorówki do dworca kolejowego, do szkoły, do "malinowego chruśniaka", który teraz jest parkiem.
Obejrzałam także mocno już zaniedbany pałac Jundziłłów z XVIII w. -właścicieli miasteczka...
Wspólnym rodzinnym celem Cioci, kuzynki i moim, było odwiedzenie Luszniewa, miejsca , w którym czasowo mieszkali pradziadkowie i , którzy w 1880 roku wzięli tam ślub oraz miejsca, gdzie jeszcze na początku lat pięćdziesiątych XX wieku były Nowinki, siedlisko pradziadka Rewkowskiego , a potem jego syna (brat mojej babci ojczystej), a także miejsce urodzenia i dzieciństwa cioci Leonardy. Nie udało się

, zalana droga nie pozwoliła na dojazd. Pozostało tylko zrobić zdjęcie przy drogowskazie. Zabrakło zaledwie dwóch kilometrów...
Może jeszcze kiedyś uda mi się...?
Cioci nie będzie to już dane
