Mierzejewski pisze:A może by jakieś objaśnienia dla nie wtajemniczonych?
Niestety nie jest to takie latwe, zeby objasnic, a tym bardziej utrudnia to uklad danych ktory zaproponowal Lukasz.
Trzeba te strone traktowac raczej jako zbior wynikow do dalszej analizy, nizli bezposrednich wnioskow.
Tak na szybko i najprosciej jak sie da.
Pierwszy rzad i szereg liczb zaczynajacy sie od 393 - sa to loci, wskazujace w ktorym punkcie (w tym wypadku) chromosomu Y dokonywany jest pomiar.
Kolor czarny tej liczby oznacza, ze jest to tzw. marker wolnozmienny (czyli w teorii potrzeba wiele pokolen, by zaszla w nim zmiana), zas kolor czerwony oznacza marker szybkozmienny (czyli odpowiednio mniej).
Obliczone statystycznie, a jak wiemy statystyka lubi klamac.
Rozumiem, ze co to jest haplogrupa, czy tez herb tlumaczyc nie trzeba.
Za to co oznaczaja kolory w haplogrupie, juz chyba warto.
Czerwony - wyznaczona statystycznie (najczesciej przez FTDNA), zielona zbadany deep clade potwierdzajacy haplogrupe.
No i przechodzimy do tajemniczych cyferek. W skrocie mozna to nazwac wielkoscia jaka jest osiagana po badaniu w danym loci.
W teorii ojciec i syn powinni miec dokladnie taki sam wynik.
W praktyce przeciez kiedys trzeba mutowac, bo gdyby nie bylo mutowania, to na czym by zabawa polegala. Wiec im wiecej identycznych wynikow w kolejnych kolumnach, tym (statystycznie) te dwie osoby sa blizej ze soba spokrewnione.
Mozna to zaobserwowac na przykladzie Lapinskich - wyniki 43-45, spokrewnionych po mieczu zapewne w polowie XV wieku.
Podobnie jest w wynikach Grabowskich z parafii Zielona 16-18, chociaz oni prawdopodobnie jeszcze dawniej wspolnego przodka mieli.
Truszkowscy 36-37 kolejny piekny przyklad wykazania pokrewienstwa potomkow (zapewne...) z dwoch roznych dzialow wyksztalconych w poczatkach osadnictwa ziemi lomzynskiej.
Wspomniec tez warto o niezwyklym przypadku pp. Bromirskiego i Swierczewskiego nr 2-3, ktorych podobienstwo wyniku zaskakuje i wydaje sie az nieprawdopodobne... Biorac pod uwage, ze nie obserwuje sie do tej pory genetycznej zgody w rodach heraldycznych.
Bez dziegciu obejsc sie nie moze.
Cala zabawa polegala do niedawna na tym, zeby odnajdywac najbardziej podobne wyniki i na tej podstawie probowac okreslac pokrewienstwa pomiedzy nimi. Ostatnie badania wykazuja jednak, ze metody skuteczne w przypadku zajmowania sie genealogiami nie dawniejszymi niz ~200 lat kompletnie nie ma przelozenia na genealogie rzedu 500, 600 lat. Okazuje sie, ze podobienstwo wyniku, bez tego samego nazwiska, lub prawdopodobienstwa wspolnego pochodzenia na innych przeslankach opartego, moze bardzo wprowadzac w blad...
Dla osob naprawde zainteresowanych tematem polecam liste dyskusyjna zalozona przez pp. Minakowskiego i Malachowskiego
http://groups.yahoo.com/group/DNA-stia
w zalozeniu dotyczy wylacznie szlachty, ale pytania techniczne znajda swoja odpowiedz.
Z gory uprzedzam, ze wykonanie samodzielnego testu, da (no chyba, ze ktos ma wiele szczescia) jedynie wiedze o wlasnej haplogrupie, wiec badanie sie bez zbadania osoby bedacej odleglym krewnym po mieczu, tudziez (co jest ciekawsze) najprawdopodobniej bedacej, mija sie nieco z celem.
Takie dzialania trzeba przemyslec i odpowiednio zorganizowac. Wydawac by sie moglo, ze te 125$ (w regularnych promocjach), to nie jest duzo, gdy jednak chce sie zbadac kilku kuzynow, ktorzy wcale nie chca na to pieniedzy przekazac moze stac sie problemem.
Pozdrawiam
ps. oczywiscie tam gdzie pisze o pokrewienstwie mam na mysli wylacznie pokrewienstwo po mieczu.